Metaverse a przyszłość sztuki (i) kobiet
Dla każdego artysty przyspieszenie technologiczne i decentralizacja są szansą. Szansą na nawiązanie relacji z nowymi odbiorcami, uzyskanie niezależności finansowej oraz możliwość dalszego kształcenia się i rozwoju w zgodzie z własnymi potrzebami i przekonaniami. Podobnej szansy twórcy nie mieli nigdy – w żadnej epoce ani zakątku świata. Dzisiaj zyskują ją wszyscy – pisze Ana Brzezińska dla (Un)common Ground.
Zobacz też:
Jesienią tego roku miałam okazję prowadzić zajęcia dla finalistek konkursu Artystyczna Podróż Hestii. Spotkałyśmy się w malowniczym Sokołowsku, gdzie oprócz wrażeń związanych z warsztatami towarzyszyły nam emocje, które budzi sam ośrodek – bohatersko prowadzony przez Bożenę Biskupską i Zuzannę Fogtt. Trudno inaczej niż mianem bohaterstwa określić misję tych dwóch niezwykłych kobiet, które mimo nieprzychylności decydentów samodzielnie dbają o narodowe dobro, jakim jest należący do nich zespół budynków wraz z ich bezcennymi zasobami oraz znakomicie rozwiniętą wspólnotą artystyczną. W Sokołowsku, oprócz mozolnie odbudowywanego przez właścicielki zabytkowego ośrodka kuracyjnego, znajduje się unikatowe archiwum Krzysztofa Kieślowskiego, które nie może doczekać się uznania ani wsparcia publicznego, kolekcja sztuki współczesnej, sala kinowa i teatralna, a także przystosowany do przyjmowania rezydentów i rezydentek budynek, w którym mogłyby odbywać się światowej klasy wydarzenia z udziałem artystów i artystek z pola sztuk wizualnych, muzyki, teatru i filmu. Mogłyby, gdyby nie to, że Sokołowsko ze swoim wyjątkowym na skalę krajową i regionalną potencjałem, nie jest mile widziane wśród pochłoniętych reżimową misją notariuszy degradacji kultury.
Nie o tym jednak chcę mówić – choć kontekst spotkania, którego owocem jest ten krótki tekst o związkach między technologią a sztuką ma znaczenie. Jest to bowiem tekst o dążeniu do suwerenności i korzystaniu z szans, dzięki którym artyści i artystki mogą być w pełni niezależni. Ostatnie dwa lata przyniosły szereg istotnych zmian wynikających z przyspieszenia cyfrowego: wirtualizacja wielu sfer życia spotkała się z upowszechnieniem blockchainu, popularyzacją NFT w obszarze kultury i sportu, a także szybkim rozwojem sztuki przestrzennej (spatial art) i szerzej – sieci przestrzennej (spatial web). O świcie metaverse’u, czyli cyfrowej rzeczywistości równoległej, piszą media na całym świecie, budząc uśmieszki wśród tych, którzy posługiwali się tym pojęciem na długo przed jego wprowadzeniem do codziennego języka.
To, jak rozwój metaverse’u stymuluje zmiany w obszarze kultury i sztuki, opisywałam w tekstach „Wirtualne sny i maszynowe halucynacje” i „Spalanie sztuki” dla (Un)common Ground oraz w artykule „Miliony za zera i jedynki. Dlaczego to taka druga sztuka?” dla Tygodnika POLITYKA. Dla artystów najważniejszymi rezultatami tego procesu są możliwość osiągnięcia suwerenności ekonomicznej i profesjonalnej (rozumianej jako uniezależnienie od instytucji lub przedstawiciela), bezpośredniego kontaktu z kolekcjonerami oraz nowymi grupami odbiorców na całym świecie, budowania cyfrowych wspólnot wokół dzieł i zagadnień, jak również podnoszenia kompetencji i poszerzania obszaru aktywności artystycznej poprzez dostęp do nowych narzędzi ekspresji oraz platform dystrybucji treści.
Ze względu na szeroki wachlarz zainteresowań twórczych finalistek konkursu APH w Sokołowsku skupiłam się na omówieniu aktywności artystów audiowizualnych w obszarze krypto-sztuki oraz tego, jakie znaczenie ma wspólnota w budowaniu pozycji twórcy, możliwości jakie daje rozszerzona rzeczywistość w “poszerzaniu pola walki” w galeriach i szeroko rozumianej przestrzeni publicznej, a także tego jak kreować nowe światy i narracje korzystając z technologii wirtualnej rzeczywistości. Najciekawsze wydaje się leżeć na styku: zaangażowana sztuka przestrzenna, której finansowanie i sprzedaż są ułatwione dzięki tokenizacji dzieła i umieszczeniu go na blockchainie. Dla każdego artysty, który spotkał się z jednym z poniższych: odrzucenie przez zhierarchizowany i nienegocjowalny system oceny (kuratorzy, dyrektorzy instytucji, eksperci/akademicy), presja środowiskowa (narzucone techniki lub tematy, które należy podejmować), nierówny, niejawny lub niemerytoryczny sposób dystrybucji środków na działalność twórczą (granty, konkursy, zlecenia), dyskryminacja na tle płciowym, rasowym, społecznym, upolitycznienie systemu dystrybucji zasobów i treści, utrudniony dostęp do rynków i odbiorców spoza najbliższego otoczenia – przyspieszenie technologiczne i decentralizacja są szansą. Szansą na nawiązanie relacji z nowymi odbiorcami, uzyskanie niezależności finansowej oraz możliwość dalszego kształcenia się i rozwoju w zgodzie z własnymi potrzebami i przekonaniami. Podobnej szansy twórcy nie mieli nigdy – w żadnej epoce ani zakątku świata. Dzisiaj zyskują ją wszyscy.
Sztuka przestrzenna (w tym AR i VR, ale też immersyjne instalacje wspomagane sztuczną inteligencją – Refik Anadol, TeamLab) oraz krypto-sztuka otwierają przed artystami nowe możliwości gospodarowania talentem, wyobraźnią, umiejętnością budowania światów i opowieści. Co najważniejsze, pozwalają traktować twórczość jako pełnowymiarowy zawód, dający poczucie bezpieczeństwa i satysfakcji. W świecie, w którym wiele głosów wciąż jest marginalizowanych lub wyśmiewanych, zaś kontrola nad tym, kto będzie widoczny lub zachowa prawo, aby uprawiać swój zawód nieraz trafia w niewłaściwe ręce, szansy, którą oferuje technologia nie wolno przegapić. Od jej mądrego wykorzystania zależy nie tylko los indywidualnych twórców, lecz także to, jak będzie ewoluowała komunikacja społeczna i zbiorowa świadomość otaczającego nas świata. Od tego, kto i w jaki sposób dołączy do budowania metaverse’u zależeć będą jego charakter, estetyka i wartości. Chciałabym, żeby wśród jego budowniczych znalazły się artystki, takie jak te, które poznałam w Sokołowsku.
Justyna Streichsbier, fotografka z czułym a zarazem bezlitosnym spojrzeniem na siebie i najbliższe otoczenie, mierzy się z wyzwaniem, którym jest praca kobiety-artystki w małym mieście zdominowanym przez patriarchalne obyczaje i przywiązanie do myśli, że wszelka inność oznacza zagrożenie. Ufundowana na obserwacji różnych form codziennej przemocy wobec kobiet i osób bezbronnych lub uwikłanych, twórczość Justyny jest zarówno działaniem terapeutycznym, jak i aktem walki o niezależność – od cudzych sądów, własnych demonów i oceny świadków.
Malarstwo Anny Grzymały bez wątpienia zasługuje na uwagę odbiorców współczesnego malarstwa zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Nasycone lokalnymi wątkami zaangażowane obrazy w sposób niemal komiksowy, choć w pełni świadomy polskiej tradycji malarskiej, opowiadają o horrorach naszej rzeczywistości politycznej i społecznej. Marzyłabym o nowym artystycznym aktywizmie w duchu malarstwa Ani.
Agata Jarosławiec sięga po lokalne i rodzinne opowieści i mierzy się z nimi na różnych platformach: od instalacji, przez fotografię i wideo po rzeźbę i odlew. Dość niezwykłe, że tak młoda i subtelna artystka, kierując się intuicją raczej niż kalkulacją, bierze się za tematy, z którymi od dawna mało skutecznie próbuje opowiadać polska lewica (pańszczyzna, tradycja chłopska). Kruchość i delikatność połączone z wewnętrzną siłą Agaty sprawiają, że jej spojrzenie na przeszłość i wpływ historii na współczesną Polskę wydaje się znacznie ciekawsze i bardziej wiarygodne niż buńczuczne hasła redaktorów z niszowych wydawnictw.
Veronika Hapchenko również sięga do przeszłości – tym razem dwudziestowiecznych rosyjskich elit zaangażowanych w mistyczne rytuały. Zdumiewający z pozoru temat przy nieco dokładniejszej analizie okazuje się wcale nie tak bardzo oddalony od dzisiejszych problemów. Praca Veroniki, oparta na gruntownych studiach tematu, działa jak swoisty wehikuł czasu, pozwalający wczuć się w sytuację badaczy pogranicza między tym, co realne a co niematerialne. Szukanie źródeł pozazmysłowych doświadczeń i tego, dlaczego były zwalczane prowadzi do prostej i nieco rozczarowującej konkluzji, że walka o rząd dusz jest zawsze walką o władzę – nie nad tym, co niewidzialne, lecz tym, co najzupełniej doczesne.
Artystki, z którymi pracowałam poruszają się w obszarze tradycyjnie pojmowanych sztuk wizualnych zaś moim zadaniem było pokazanie im, jakie mają możliwości w polu nowych mediów i jak mogą z nich korzystać. Jednak ja też czegoś się od nich nauczyłam. Ambicje oraz zainteresowania młodych polskich twórczyń wyraźnie wskazują na to, że mają one do zaoferowania światu znacznie więcej niż prawdopodobnie kiedykolwiek im powiedziano. Przypuszczam, że żadna z nich nigdy nie pozwoliła sobie na pełne zrozumienie potencjału, który w niej tkwi i – znając krajowy system szkolnictwa artystycznego i realia rynku sztuki – jestem pewna, że wiem, czyja to wina. Wiem też, że bogactwo wątków w ich twórczości, ich artystyczna odwaga (Justyna Streichsbier), poczucie sprawiedliwości społecznej (Anna Grzymała) oraz głęboka empatia rozciągająca się między przeszłością a przyszłością (Agata Jarosławiec, Veronika Hapchenko) zasługują na uwagę odbiorców na całym świecie a przede wszystkim na uznanie i opiekę, których tradycyjny rynek sztuki – skostniały i zdominowany przez dawne rytuały i obyczaje – po prostu nie może im dać. Liczę na to, że presja przyszłości, która już trwa, w której głos kobiet ma większą moc niż w mrocznych stuleciach, w których opowiadano jedynie połowę historii, doprowadzi do tego, że utalentowane twórczynie będą mogły w pełni samostanowić o sobie, swojej pracy i sposobach wyrazu artystycznego, nie czekając na niczyje przyzwolenie, zapomogę ani błogosławieństwo.