Nie ma niewinnych barw. Wyróżniony róż i inne kolory
Kolor to wizualne esperanto. Pełne pułapek i szarych stref. Nie tak niewinne, jak mogłoby się wydawać – Igor Gałązkiewicz dla (Un)common Ground.
Zobacz też:
KOLOR
Kolor jest jednym z najsilniejszych wabików, stosowanych przez marki. Sam jeden może wywołać w nas zamierzone odczucia. Barwy są też tym elementem, na który zwracamy uwagę w pierwszej kolejności, więc kluczowym dla naszych decyzji zakupowych. Trudno się temu dziwić, bo kolory od zarania ludzkości były dla nas, widzianą z daleka informacją, zapewniającą np. bezpieczeństwo. Dzięki nim mogliśmy odróżnić wroga od przyjaciela, czy trujące od jadalnego.
Dziś z daleka rozpoznamy czerwień Coca-Coli, oranż Hermésa czy turkus Tiffany’ego. Dlatego koloryści, jak choćby Giulio Ridolfo, to ważne postaci współczesnego designu i brandingu. Ridolfo współpracuje z markami meblarskimi, takimi jak Moroso czy tekstylnymi jak Kvadrat. Z tą ostatnią stworzył też świetną książkę, w której opowiada o swoim procesie projektowym oraz kolorystycznych inspiracjach. W „Materialising Colour, Journeys with Giulio Ridolfo”, wydanym przez brytyjski Phaidon, można prześledzić jak subtelną materią są barwy.
Kolor jest czułym składnikiem świata widzialnego. Jest znacznikiem lokalności, potrafi uchwycić specyfikę miejsca w najbardziej esencjonalny sposób; jest zarazem subiektywny i bardzo uniwersalny. Nasze mimetyczne zdolności, w postaci estetycznej wrażliwości, abstrakcyjnego myślenia, wspomagane nowoczesnymi technologiami, pozwalają nam odtwarzać całe spektra czerpane z natury ożywionej i nieożywionej. Kolor to wizualne esperanto, choć pełne pułapek i szarych stref.
Barwny konkurs
Obecnie, jak niemal wszystko inne, kolory stały się trendami, ale i znacznikami pokoleń. Rokrocznie mamy do dyspozycji szereg zestawień kolorów przyszłości bliskiej i tej dalszej. Prognozy, książki i raporty z trendami określają kolory na kolejne lata. Na pewno, w tym temacie, istotne zdanie ma Pantone, który wyrobił sobie markę wręcz lifestyle’ową, choć jego rzeczywisty przedmiot działalności to tworzenie kolorów. Amerykańska firma opracowała własną skalę kolorów, składającą się z 1761 podstawowych jednostek. Barwa to identyfikacja, czego zakorzenionym w naszej świadomości przykładem są chociażby flagi. Kolor to także towar, który może nadać marce dystynkcji tak znaczącej, że dzięki niemu kojarzenie przez odbiorcę danego produktu będzie niewspółmiernie łatwiejsze i trwalsze. Trochę, jak powidoki, tylko bez zmiany barwy.
Dlatego Pantone nie narzeka na brak zleceń, współpracując z firmami nad rozwojem unikalnych barw i odcieni. Sam też doskonale rozumie reguły gry w marketingowym świecie, bo z kolorów zrobił produkt i wzmocnił jego strategiczny potencjał w globalnym brandingu. Jednym z narzędzi, za pomocą których go buduje, jest Pantone Color Institute, który od 2000 roku ogłasza kolor roku. Wydarzenie samo w sobie weszło do popkulturowego obiegu. Pierwszy z serii był Ceruleum, czyli błękit z zielonkawą poświatą. W następnych latach, były to, między innymi, Sand Dollar, Blue Turqoise, Marsala czy Radiant Orchid. W ostatnich zaś, odpowiednio: Greenery (2017), Ultra Violet (2018), Living Coral (2019), Classic Blue (2020), w 2021 roku wytypowano dwa: Ultimate Gray i Illuminating. Na 2022 rok zaś wybrano Very Peri, bardzo ciepły niebieski, niemal liliowy o czerwonawych przebłyskach. W myśl psychologicznego podejścia do tematyki kolorów, mają one realny wpływ na działanie naszego mózgu – mogą nas pobudzać, wyciszać lub stymulować inne jeszcze stany.
Wszystkie kolory marketingu
Kolor jest zjawiskiem optycznym. Może dlatego też postrzegamy go na tak różne sposoby. Jednak badania wskazują, że to niebieski jest ludzkim ulubieńcem. Kolory przypływają i odpływają. Znikają, by po pewnym czasie tryumfalnie powrócić. Cykliczność widoczna jest nawet w przypadku kolorów-celebrytów Pantone’a. W 2000, 2010 i 2020 roku były to odcienie niebieskiego.
Wybór koloru roku to zarówno zabieg marketingowy, jak i próba odzwierciedlenia nastrojów społecznych, cywilizacyjnej kondycji i jej obecnych namiętności – kulturowych, estetycznych czy technologicznych. Czy kolorem można wyrazić zeitgeist? Jak sądzę można uchwycić pewne zjawiska. Inną kwestią jest czemu ma służyć tak częsta ich rotacja. Czy coroczna wymiana nie jest potrzebna tylko do pobudzania konsumpcji? Nie ma niewinnych słów, nie ma też takich kolorów. Wspomniany Very Peri powstał we współpracy z Microsoftem i został zaimplementowany do jego produktów, takich jak Teams czy Power Point. Wyrażać ma natomiast moment transformacji związanej z rozwojem nowego świata – metawersum. Jest też reakcją na czasy pandemii koronawirusa. Reprezentuje barwy beztroski i ciekawości. Czyli tego, czego nam trzeba, by z jednej strony odreagować zbiorową traumę, z drugiej: by eksplorować równoległe rzeczywistości. W ramach promocji w metawersum (tam też można przecież sprzedawać kolory) powstało seria grafik w formie NFT, stworzonych przez francuskiego artystę o ksywce Polygon1993. Tak: motywem przewodnim był kolor Very Peri. Jeżeli zaś gustujemy w fizycznych obiektach, to Pantone ma dla nas szeroką gamę produktów. Od deskorolek, po skarpetki i bidony. Ten repertuar, bardziej niż sam kolor, mówi nam w jakich czasach żyjemy. Czasach idei, które zamieniane są na produkty. Dla zabawy, statusu, budowani tożsamości i gry w doświadczenia. Niezależnie od barwy.
Złożony róż
Przyjrzyjmy się różowi – barwie niejednoznacznej, wzbudzającej często skrajne emocje. Niewinnemu kolorowi, który zabarwił niejeden stereotyp i był wykorzystywany do dyskryminacji. Z drugiej strony potrafił wyrazić tak wiele pozytywnych emocji i niuansów. Tkwi w nim wiele paradoksów, choćby fakt, że uważany jest za jeden z najstarszych kolorów na Ziemi, a dziś uważany często za infantylny. Wznoszony jest na sztandary w walce o prawa kobiet i służy do ucierania nosa gwiazdorowi współczesnej sztuki. Nie lekceważmy różu!
Po latach zapamiętałej eksploatacji millennial pink odchodzi do archiwum. Dziś zastępuje go inny odcień różu – nasycona fuksja, która jednocześnie stała się klamrą pokazu Valentino na jesień/zimę 2022 roku, jak sztandarową barwą protestujących przeciwko próbie zaostrzenia prawa aborcyjnego w USA. Na początku maja 2022 roku, bowiem Sąd Najwyższy (z przewagą konserwatywnych sędziów) miał zakusy na podważenie rozstrzygnięcia tej samej instancji w sprawie Roe v. Wade z 1973 r. dające dostęp do przerywania ciąży na poziomie federalnym. Valentino natomiast dobrze wyczuwa nastroje społeczne stawiając na jeden mocny kolor, który sam w sobie staje się identyfikacją. Czas pandemii, wojny w Ukrainie, galopującej inflacji i ogólnego niepokoju, chaosu informacyjnego i zagubienia pomiędzy rzeczywistościami, wymaga prostego przekazu. Wściekły róż to niezły patent, przetestowany przez Elsę Schiaparelli prawie sto lat wcześniej. Także w przypadku włoskiego domu mody ma wyrażać potrzebę wyzwolenia, równości (podobnie jak ze sztuką, tak z kolorem – są często wyjątkowo chłonne jeżeli idzie o przypisywanie im wartości).
Pierpaolo Piccioli, dyrektor artystyczny Valentino przygotował kampanię o społecznym wyrazie, angażując na tę potrzebę celebrytów, między innymi Zendayę czy Lewisa Hamiltona. Nie jestem przekonany, że wspomniany pomysł ma siłę rażenia równą wściekłemu różowi. Nie zmienia to faktu, że działanie to pokazuje potrzebę nowego porządku i takiego też otwarcia. Lata miłości, a przynajmniej chwilowej beztroski. Widać to w modzie, w przestrzeniach domowych i kulturze.
Nestor
Jak widać kolor różowy, uznawany za najstarszy barwnik organiczny, tylko przez ostani wiek zdążył nabrać bardzo wielu znaczeń. Naukowcy z Narodowego Australijskiego Uniwersytetu w Canberze w badanych łupkach odkryli porfirynę, która w tym przypadku miała bladoróżowe zabarwienie. Jak się zatem okazuje stoimy, poniekąd, na różowym fundamencie. Całe szczęście, daje to jeszcze nadzieję na ciekawe życie.
Zaszczytne miano barwnego nestora, nie przekłada się jednak na jego zbyt częste występowanie w naturze, dlatego jako kolor różowy został nazwany dość późno, bo dopiero w XVII w. Przez wieki różowy nie przynależał do żadnej z płci. Zachowując tu względną neutralność, kojarzony był z niewinnością (antyk, średniowiecze), lub traktowano go jako kolor uwodzicielski (rokoko). Niejednoznaczność różowego stanowi o jego potencjale – infantylność, siła, wdzięk, wulgarność, ostrość, miękkość, słodycz – wszystkie te przymiotniki dobrze do niego pasują, choć wyrażają często skrajne wartości.
Bitwa
Róż bywa pobudzający, gdy jest nasycony, jak magenta, ale także kojący i marzycielski, gdy go się rozbieli do pudrowego niemal odcienia. Co interesujące, nazwa koloru powstałego z połączenia czerwonego z niewielką ilością niebieskiego została nadana na cześć bitwy. Bitwy pod Magentą stoczonej w 1859 roku podczas drugiej wojny francusko-austriackiej. Zwycięstwo wojsk francuskich sprzymierzonych z Piemontem było istotne dla późniejszego zjednoczenia Włoch, a triumfalny wjazd Napoleona III oraz przyszłego króla Italii Wiktora Emanuela – symboliczny. Jest to kolejny przykład, że kolory to nie tylko kwestia estetyki, ale także polityki. Czego przykładem, też włoskim, ale kulinarnym, może być pizza Margherita. Jak chce lud i tradycja, została skomponowana w 1889 roku przez pizzaiolo Raffaella Esposito z myślą o odwiedzającej wówczas Neapol królowej Małgorzacie Sabaudzkiej. Zastosowane zaś na cieście składniki – pulpa pomidorowa, mozzarella oraz bazylia miały symbolizować barwy włoskiej flagi.
Piętno
Uwarunkowania kulturowe nakazują nam widzieć w różowym, kobiecość, co jest percepcją całkowicie nabytą. Co więcej, o najwyżej XX-wiecznej cezurze. Zdarzało się wręcz, że uważano go za kolor chłopięcy, jako lżejszy odcień czerwieni, przynależnej mężczyznom.
Różowy zdążył stać się w ciągu minionego wieku: kolorem–piętnem, gdy w nazistowskich Niemczech oznaczano homoseksualistów trójkątem w tym właśnie kolorze; kolorem–stereotypem, barwą walki o prawa kobiet i symbolem nierówności, również tej rynkowej, vide „różowy podatek”.
Rola nabyta
Co uznaje się za początek postrzegania różu, jako koloru kobiecego? Otóż, znów skręcamy w stronę polityki. Kreacja Mimi Eisnehower włożona na inaugurację prezydentury jej męża Dwighta D. Eisenhowera uznawana jest za moment zwrotny w percepcji różu. Podobnie jak musical „Zabawna buzia”, w którym zagrali Audrey Hupburn i Fred Astaire. Oba wydarzenia miały miejsce w latach 50. XX wieku – ostatnich, w którym „stary świat” ze swymi formalnymi podziałami był jeszcze tak widoczny. Można przypuszczać, że wpływ na XX-wieczne protekcjonalne traktowanie różowego miał film „Mężczyźni wolą blondynki” z Marilyn Monroe w roli głównej. W jednej z kluczowych scen wystąpiła tam w satynowej kreacji w tym kolorze. Dziewczyński róż to także sprawka Barbie.
Naturalnie takie procesy, jak budowanie asocjacji z kolorem, są złożone i trwają. Dzieją się też oddolnie. Aby wybrzmiały i zostały uznane za normę, potrzebna jest jednak (pop)kultura wizualizująca trend, marki tworzące tradycję i schematy, oraz społeczna umowa.
Nie ma niewinnych kolorów
Nie ma sensu rozwodzić się nad kwestią koloru w sztuce w tym miejscu, bo to temat na kilka innych książek. Oczywistym jest, że artyści widzą kolory w trójwymiarze, widzą ich narracyjny czy imaginatywny potencjał. Fakty te, wyłożone nieco zawilej, można przeczytać w co drugim tekście kuratorskim z niemal dowolnego miejsca na Ziemi. Dlatego w tym przypadku za istotne posłużą te, które mają art brandingowe znaczenie. Historia koloru to nie tylko perypetie sztuki i ciągle ewoluująca kulturowa paleta, ale także ekonomii, polityki czy ludzkiej niepohamowanej predylekcji do wynalazczości. Kolor czerwony pozyskiwany był, między innymi, z czerwców kaktusowych, które jak nazwa wskazuje żyły na tych kolczastych roślinach. Jak łatwo zauważyć nazwa tego koloru w Języku polskim pochodzi właśnie od nazwy tego insekta (czerwca polskiego). Karminy, czerwienie, szkarłaty, cynobry mogą nam się kojarzyć z malarstwem renesansowym, spójrzmy chociażby na „Mężczyznę w czerwonym turbanie”, obraz uważany za autoportret Jana van Eycka.
Innym pełnokrwistym przykładem może być wenecka czerwień u Tycjana, doskonale widoczna w obrazie „Nie dotykaj mnie”. Pomostowy, ale jakże nam dziś bliski manieryzm, szczególnie w postaci Bronzina pokazywał jak w nieoczywisty i finezyjny sposób łączyć kolory. Barok, dla odmiany gustował w kolorach ziemi, ochrach, umbrach, ale i żółciach czy głębokiej czerni, do której pigment pozyskiwano z palonych kości zwierzęcych. Takie zestawienia kolorystyczne łatwo można dojrzeć w pracach zarówno Caravaggia, jak i Rembrandta. Róż był bohaterem rokoka, zieleń, a szczególnie fiolet, impresjonizmu. Czerń wróciła z impetem w czasach dwudziestowiecznej awangardy – od Kzimierza Malewicza do Franka Stelli. W minionym wieku także biel stała się w końcu pierwszoplanowym graczem.
Ultramaryna natomiast budzi asocjacje ze średniowiecznymi iluminowanymi manuskryptami (np. „Bardzo bogate godzinki księcia de Berry” autorstwa braci Limbourg). Pozyskiwany ze skały metamorficznej lapis lazuli, był barwą równie wyjątkową, jak królewska purpura. Od czasów cywilizacji sumeryjskiej cieszyła się iście królewską estymą.
Obsesje i patenty
Obsesje na punkcie lapis lazuli mieli, między innymi, Medyceusze, którzy zbudowali przepastną kolekcję obiektów stworzonych przy jego użyciu. Pół tysiąca lat później na punkcie ultramaryny zwariował również Yves Klein, który poświęcił lata swojej kariery na poszukiwania idealnego odcienia głębokiego niebieskiego. Uważał go za mistyczny, będąc przekonanym, że jego wyjątkowość polega, między innymi, na tym, że wymyka się wszelkim wymiarom. Jest głęboki, immersywny. Marzył o barwie jak z obrazów Giotta. Nie było to jednak łatwe zadanie, o czym świadczą liczone w setki lat próby uzyskania jego syntetycznej wersji. W latach 50. Kleinowi się udało. Właściwie nie jemu, a dokładnie handlarzowi farb Édouardowi Adamowi, który hobbystycznie zajmował się tworzeniem kolorów. Swoją autorską barwę francuski malarz opatentował i nazywał „International Klein Blue” (grunt to sygnatura).
Dziś poniekąd miejsce Kleina zajął Anish Kapoor, który o swoje interesy potrafi dbać równie dobrze. Korzysta z prawa patentowego równie chętnie, co – nie przymierzając – Apple. Pierwszym kolorem był czarny, najczarniejszy z czarnych wśród wszystkich czarnych barw – Vantablack, pochłanijąca 99.96% światła. Artysta nabył wyłączne prawa do jego stosowania od brytyjskiej firmy Surrey NanoSystems, która rozwijała projekt czarnej powłoki na potrzeby wojska. Jak można łatwo się domyślić, w celach kamuflażu, np. samolotów zwiadowczych. Sam Kapoor współpracuje z firmą od kilku lat.
Twórczość Kapoora projektowana jest, by pochłaniać jeszcze więcej uwagi niż Vantablack. Jest to artysta niewątpliwie utalentowany, ale lubiący swoją twórczością epatować. Raz to polerowanym na lustro przeskalowanym blobem, nazwanym „Cloud Gate”, a postawionym w chicagowskim Millenium Park (rzeźba nazywana jest pieszczotliwie „fasolką” i błyszczy podobnie do rzeźb Jeffa Koonsa). Innym razem zaś wieżą widokową, której urodę najbardziej docenia się z samego szczytu: widać wówczas wszystko poza nią.
Wściekły róż Elsy Schiaparelli
Współpraca Elsy Schiaparelli artystami, m.in. z Salvadorem Dalím, Manem Rayem, Albertem Giacomettim, Andym Warholem, Meret Oppenheim czy Jeanem Cocteau, była nową jakością w świecie mody. Plejada gwiazd, na którą dziś mogłoby pozwolić sobie zapewne tylko kilka największych koncernów handlujących globalnym luksusem. Schiaparelli żyła jednak w zupełnie innych czasach, w których miłość do sztuki była inaczej wyceniana, a paryska awangarda artystyczna nastawiona była na kooperację. Lata 30. XX wieku to tak różny od dzisiejszej rzeczywistości moment w historii, tak odmienny, że fascynujący dla współczesności. Na tyle, że dom mody Schiaparelli, funkcjonujący przez lata nieco na uboczu głównego nurty mody, dziś znów cieszy się zainteresowaniem. Może właśnie dzięki bogatej historii współpracy z artystami, i wyjątkowemu, na tle zunifikowanych wzorów dzisiejszych ubrań, stylowi.
Śledząc współpracę włoskiej projektantki z artystami czasów pierwszego rzutu awangardy, warto wspomnieć o artyście, który działał z nią najszerzej. Egotyczny, egzotyczny, zaprojektowany przez siebie samego ekscentryk surrealizmu, czyli Salvador Dalí, tworzył dla Schiaparelli flakony perfum Le Roy Soleil nawiązujących, jak nazwa wskazuje, do Króla Słońce – znanego z artystycznych zamiłowań siedemnastowiecznego władcy Francji, Ludwika XIV. Mieniący się złotem szklany flakon zwieńczony jest pokaźnym słońcem o bujnych promieniach. Czysty przepych jest emanacją ducha czasów, gdy Król Słońce przechadzał się po ogrodach swego ukochanego Wersalu. Przepych nie jest nawet pretensjonalny, raczej uroczy. Hiszpański artysta stworzył także rysunki do etykiet innych kosmetyków sygnowanych marką Schiaparelli. Serię Schocking Radiance zdobiły ilustracje inspirowane pracami Sandra Botticellego, który notabene w masowej wyobraźni włada wyobrażeniem o włoskiej sztuce. Na kreacjach pojawiały się również charakterystyczne motywy twórczości Dalego, jak choćby słynny homar, wykorzystany pierwotnie w obiekcie Telefon homar z 1936 roku, który rok później pojawił się na sukni. Także słynny kapelusz w kształcie buta zaczerpnięto z artystycznego dorobku surrealisty. Inspiracja obrała również odwrotny kierunek. Do twórczości Dalego przeniknęły prace Schiaparelli. Na obrazie Nocne i dzienne ubrania ciała, również z 1936 roku, widoczne są charakterystyczne kreacje włoskiej projektantki.
W kontekście koloru szczególnie interesującym jest projekt stworzony we współpracy Leonor Fini. Argentynka była artystką równie utalentowaną, co barwną. Obok, między innymi, Schiaparelli, Sonii Delauney, Charlotte Perriand, Natalia Goncharova, czy wspomnianej wcześniej Meret Oppenheim, stanowiła wyraz kobiecej wrażliwości w czasach awangardowej rewolucji w paryskim przedwojennym środowisku. Fini malowała, rysowała, pisała, tworzyła kostiumy filmowe i teatralne. Jej obrazy był zarówno oniryczne, seksualne, wanitatywne i symboliczne. Stylistyczne spektrum miała nader szerokie, bo choć konwencja surrealistyczna była jej bliska, to samo malarstwo, zależnie od czasów, mocno ewoluowało. Fini ilustrowała też książki – od Potockiego do Baudelaire’a, współtworzyła kreacje do „Osiem i pół” Federico Felliniego. Była postacią odrębną, nie wiążącą się z żadnym z wielu dostępnych wówczas arrtystycznych „izmów”, nurtów czy trendów. Nie przeszkadzało jej to jednak być postacią bardzo znaną i ustosunkowaną w towarzystwie, choć pewnie na własnych warunkach. Jak wówczas mawiano była kobietą „wyzwoloną”, co jest określeniem poniekąd trafnym, choć nieco jednak przygnębiającym. Przez lata tworzyła (zgodny) miłosny tercet z Stanislao Léprim oraz Kotem Jeleńskim. Jej bezkompromisowość idealnie pasowała do charakteru perfum Schocking, które na rynkowi postanowiła zaserwować Schiaperelli.
Sam falkon przybrał formę kobiecego torsu, na którym umieszono zatyczkę w formie bukietu kwiatów. Zapach skomponowany przez Jeana Carlesa był zarazem wdzięczny, jak i stanowczy.
Zresztą cała koncepcja produktu był starannie przemyślana, także pod względem marketingowym, miał wzbudzać kontrowersje, ale jednocześnie oferować produkt dla kobiet nowych czasów. Flakon i pudełko zaprojektowane przez Fini jasno komunikowały – czas zdjąć gorset konwencji, a perfumy Shocking są kompozycją dającą woń wyjątkowości. Jakie to współczesne podejście! Samo opakowanie zaś jest, choć niezbitych dowód na to nie ma, stało się inspiracją dla całej serii perfum Jeana-Paula Gualtiera. Wszystko się wówczas zgodziło: dobra strategia, wyjątkowy produkt, komunikacja. Plakat promujący premierę produktu z 1937 roku nadal pozostaje świeży. Minimalistyczny, ale uwodzicielski, z narysowanym flakonem na tle różowej plamy, która wygląda jakby pochodziła wprost z zaaplikowanych na nią perfum. Schiaparelli mogła szokować wściekłym różem w Europie, może też poniekąd w USA. W różnych częściach świata kolory są jednak odczuwane inaczej, jak choćby architektura, o czym świetnie pisał Steen Eiler Rasmussen w książce „Odczuwanie architektury”. Czy ultrakolorowe projekty Luisa Barrágana sprawdziłyby się w Ghent?
Warto tu raz jeszcze podkreślić nie tylko artystyczne rozeznanie i wrażliwość Schiaparelli, ale także jej marketingowy talent, który pozwalał je budować zupełnie odmienne, ale komplementarne światy produktów. Niech za przykład posłuży twórca zupełnie odmienny od Fini czy Dalego (choć z nim współpracujący) – projektant mebli Jean-Michel Frank. Lubił mawiać, że „pokój można umeblować bardzo luksusowo, nie meblując go”. Miał skłonność do swobodnego łączenia kolorów i faktur, zachowując przy tym wstrzemięźliwość w kwestii liczby akcentów czy dodatków. Inspirował się historycznymi projektami ebenistów czasów Ludwika XV, widać także stylistyczną zażyłość z modnym wówczas art deco. Jednak Frank projektował po swojemu, korzystał z luksusowych materiałów, tworząc z nich proste formy. Widać to zarówno we wnętrzach jego autorstwa, jak również meblach czy oświetleniu. Pewnie dlatego potrafił zjednać sobie zarówno awangardowe gusta, jak i te bardziej konserwatywne. Projektował wnętrza dla Louisa Aragona i Nelsona Rockefellera; i dla Schiaparelli. Pierwszą realizacją był butik haute couture, a kolejną przestrzeń handlowa poświęcona jej perfumom. I tu znów mamy przykład bardzo współczesnego myślenia o marce i doświadczeniu odbiorców. Otóż butik przybrał formę klatki dla ptaków zbudowanej z bambusa i stali, udekorowanej ręcznie malowanymi kwiatami. Przedsięwzięcie promowało debiut wspomnianych wcześniej perfum „Shocking”. Zresztą sam Frank również wymyślił dla „Shiap” opakowanie do pierwszej kolekcji jej perfum nazwanych Salut, Schiap oraz Soucis. Było one bardzo w jego stylu, proste o geometrycznej, ale wyrafinowanej trapezoidalnej formie. Subtelna etykieta w odcieniu głębokiego granatu oraz ekspresyjny biały napis nadawały całości nieco więcej ekstrawaganckiego wyrazu.
Zastrzeżone emocje
Kolor to szybka identyfikacja oraz siła wizualnej sugestii. Tak silna, że marki zastrzegają sobie prawa do ich używania w wersji solo i charakterystycznych zestawieniach. Magneta T-Mobile (Process Magenta), ale i róż Barbie (Pantone 219C), który stał się wręcz stereotypowy. Pomarańcz to Orange, Hermés, Fiskars, liliowy Milka, fioletowy Cadbury (Pantone 2685C). Turkus kojarzy się Tiffany’m (Pantone 1837), a brąz natomiast z UPS (Pantone UPS Brown 0607298). Podobnie z zestawieniem zielonego (Pantone 364C) i żółtego (Pantone 109C) marki John Deer. Czasem charakterystyczny element produktu zostaje zastrzeżony, jak w przypadku czerwonej podeszwy butów Christiana Louboutaina.
To ciekawe, jak kolory na nas działają, jak wiążemy je z emocjami, a finalnie – z markami. Opowiadanie kolorem jest abstrakcyjnie precyzyjne, choć już jego zastrzeżenie wcale nie takie proste. Często jest tak, że patent jest kontekstowy, kategorialny i ma jasno określone pola eksploatacji, np. stroje czy ciężarówki UPS czy opakowania biżuterii Tiffany.
Kolor art worldu
Wspomniany już Anish Kapoor kolorami interesuje się równie intensywnie, jak swego czasu Yves Klein, choć można przypuszczać, że strategię (nie tylko artystyczną) ma nieco inną. Kolor jest dla niego jednak narzędziem, nie fantazmatem. Jego zabiegi związane z zastrzeżeniem sobie Vantablack nie spotkały się z entuzjazmem części środowiska artystycznego. Jak to „zastrzegać kolor”? Przecież to kpina! Niepisana zasada mówi, że przyborów do formowania artystycznej ekspresji się nie przywłaszcza. To jakby Frank Gehry zastrzegł możliwość używania tytanowej blachy na elewacji (choć może i nie byłyby to wcale taki zły scenariusz). Albo Mark Rothko zestawienia barwne; lub Alexander Calder – formy mobili.
Kolor jest przecież jednym z kluczowych narzędzi w artystycznym instrumentarium. Nie trzeba było zatem długo czekać na odpowiedź, którą żył nie tylko art world, ale i internetowe strony z ciekawostkami. Otóż, Stuart Semple stworzył PINK – „najróżowszy” barwnik będący odpowiedzią na zakusy Kapoora. Mogli go nabyć wszyscy poza nim. Przy jego zakupuje trzeba było zadeklarować się, że nie jest się Kapoorem, ani kimkolwiek kto działa w jego interesie lub jest z nim związany. Artysta zdobył jednak swoim sposobem rzeczoną farbę, którą posłużył się by dać ujście swym emocjom. Opublikował na Instagramie zdjęcie, na którym pozuje środkowy palec zanurzony w opakowaniu PINK. Całość została opatrzona dopiskiem „Up yours #pink”. Sprawa jest nieco żenująca, za sprawą obu stron, niemniej pokazuje, że sztuka to nie jest sport dla amatorów, a dzisiejszy artystyczny świat czuje się czasem lepiej na arenie, niż w atelier.
Warstwy
Czy w czasach gdy prognozujemy kolorystyczne trendy na parę lat naprzód jest jeszcze miejsce na spontaniczność?
Nasycenia, połączenia, wibracje, kontrasty – tak bardzo kochamy kolory. Są esencją i pigmentem sztuki, budują atrakcyjność produktów i marek. Nasze relacje z kolorami są jednym z barwniejszych przykładów ludzkiej wrażliwości i wyjątkowego widzenia świata. To oczywiste, że w czasach pomnożonych światów kolor staje się jednym z łączników rzeczywistości. Dlatego marki tak uważnie podchodzą to tego tematu. Kolor jest bowiem powierzchnią i głębią.