Little Island: raj, który nie spełnia oczekiwań
Kosztowała 260 milionów dolarów. Powstała mimo społecznych protestów, sądowego procesu o uchybienia proceduralne i decyzji o rezygnacji z całego przedsięwzięcia jeszcze w 2017 roku. O nowojorskiej Little Island dla (Un)common Ground pisze Ania Diduch.
Zobacz też:
Nowojorska sztuczna wyspa jest “mała” tylko z nazwy: stojące za nią budżet i wizja są kolosalne. Czy efekt i funkcja im dorównują? Prawie dwa lata od otwarcia Little Island wywalczyła sobie pozycję nowej miejskiej ikony z pierwszych stron dizajnerskich magazynów i portali. Odwiedzający lojalnie głosują na nią swoimi smartfonami.
Najlepiej zachowanym teatrem z czasów starożytnych jest grecki amfiteatr w Epidauros. Zbudowano go nieprzypadkowo jako część sanktuarium Asklepiosa – boga zdrowia. Przeżywanie emocji wspólnie z bohaterami greckich sztuk teatralnych miało przecież walor terapeutyczny, a słynne katharsis (oczyszczenie) było bardziej wysublimowaną formą tego, co przeżywamy dzisiaj w ramach binge watchingu. To nie tak bardzo wysublimowane skojarzenie nie opuszcza mnie podczas pierwszej i prawdopodobnie ostatniej wizyty na Little Island – sztucznej wyspie na rzece Hudson w Nowym Jorku.
Trybuny tutejszego teatru są otwarte na powierzchnię wody, scena nie ma kulis, jest zbudowana pod otwartym niebem – prawie jak w Epidauros właśnie. Wróble i mewy fruwają między kolejnymi poziomami widowni. W pierwszych dniach września wilgotność powietrza wciąż nie schodzi poniżej 70%, słońce jest ostre prawie tak samo jak krzywa rosnącej inflacji. Bryza od rzeki chłodzi rozgrzane czoło, czuję jak sól szczypie moje wargi. Z lekkim niedowierzaniem ślizgam się wzrokiem po turystach, którzy w tych warunkach wciąż znajdują w sobie determinację do robienia zdjęć i pozowania do selfie. Turyzm to jednak stan umysłu.
Krytycy architektury okrzyknęli Little Island „zaklinaczem” (“charmer”) i „rajem stworzonym ludzką ręką” (“hand made Eden”). Wyspa bardziej przypomina prywatną posiadłość, niż park miejski. Kosztowała 260 milionów dolarów, które zainwestował businessman Barry Diller. Znajduje się na trasie między dwoma pomostami łączącymi wyspę z Manhattanem, rzut kamieniem od słynnej High Line, czyli miejskiej promenady zaadaptowanej na pozostałościach dawnej linii metra oraz Whitney Museum. Ten odcinek zachodniego nabrzeża (West Side) właśnie przechodzi wieloetapową metamorfozę. Nieco dalej na południe trwa budowa półwyspu Gansevoort z polami do piłki nożnej, piaszczystą plażą i rzeźbą Davida Hammonsa, podarowaną przez Whitney Museum of American Art na rzecz Hudson River Park.
Na północ od Little Island, Google wkrótce otworzy dla publiczności przestrzenie społecznościowe, strefę gastronomiczną i taras na dachu. West Side, niegdyś zdominowany przez tętniący życiem port, był nieprzyjazną ruiną, zanim rewitalizacja ostatnich dwudziestu lat przekształciła większość z tych terenów w park i nowoczesną przestrzeń miejską. Ale to nie koniec zmian i ulepszeń. Prawdopodobnie najbardziej ambitny plan przebudowy tej części miasta w epoce powojennej przewiduje zastąpienie rozpadającej się autostrady West Side autostradą międzystanową, wydrążoną pod rzeką Hudson. Tłumy samochodów i ciężarówek zostaną usunięte z ulic, nieużywane magazyny i mola zostaną zburzone, a nabrzeże przebudowane tworząc rozległą zieloną esplanadę ze ścieżkami rowerowymi i parkami od Chambers Street aż do 59-tej ulicy.
W Stanach, a w Nowym Jorku w szczególności, nic nie powstaje bez walki. Little Island nie jest wyjątkiem. Przeciwnicy projektu przez lata walczyli w sądzie o powstrzymanie jej budowy. Wcześniej na tej wysokości nabrzeża znajdował się park gdzie odbywały się koncerty na świeżym powietrzu, ale stopniowo popadał w ruinę i w końcu musiał zostać zamknięty. Urzędnicy parku zwrócili się do Dillera – jego siedziba znajduje się w sąsiedztwie — a on z kolei zatrudnił angielskiego projektanta Thomasa Heatherwicka, autora innego nowojorskiego hitu architektonicznego ostatnich lat, słynnej konstrukcji Vessel. Ta skomplikowana struktura, zbudowana na placu Hudson Yard, przypomina plaster miodu złożony ze 154 schodów, 2500 stopni i 80 podestów.
Koncepcja na Little Island, którą Heatherwick zaproponował Dillerowi i funduszowi Hudson River Park Trust, pozostała w dużej mierze niezmieniona od czasu jej pierwotnej prezentacji w 2014 roku. Pofałdowana platforma, ekstrawagancko obsadzona pięknymi drzewami, kwiatami i trawą, ze spektakularnym amfiteatrem na 687 miejsc z widokiem na wodę. Firma inżynierska Arup opatentowała pomysł zrównoważenia całości na oryginalnych, widowiskowych kolumnach przypominających kształtem kielichy tulipanów. Z kolei Signe Nielsen, współzałożycielka Mathews Nielsen Landscape Architects, zaprojektowała na Little Island wszystko, co zielone i kwitnące. Wyspa ma specjalnie powołanych kuratorów, którzy realizują całoroczny program wydarzeń kulturalnych, w większości bezpłatnych, a także program rezydencyjny dla artystów sztuk performatywnych.
W przeciwieństwie do High Line, swojego konkurenta w miejskim wyścigu zbrojeń olśniewających punktów kulturowych, Little Island jest mniej formalna bo… ma inny kształt. Nie przypomina nowojorskiej ulicy, na której trzeba ciągle konfrontować się z ludźmi idącymi z naprzeciwka, jak na dwupasmowej autostradzie. Zamiast tego po Little Island płynie się z tłumem przez malownicze wzgórza i doliny. Architektura oraz architektura krajobrazu są tu zaplanowane co do milimetra, ale najbardziej spektakularnym elementem wyspy pozostają panoramy: miejski krajobraz i skyline, w którym najpełniej odkłada się historia Nowego Jorku. Paradoksalnie to rodzaj dystansu, który umiejscawia tożsamość Little Island w kontekście miasta i stosunek jego mieszkańców do tego dizajnerskiego gadżetu.
Idylliczny prywatny park Barry’ego Dillera, nie spełnia potrzeb i oczekiwań większości z ponad 8 milionów nowojorczyków, czyli dostępu do przestrzeni rekreacyjnej na ludzką skalę. Główną lekcją, którą Little Island ignoruje, jest sposób, w jaki inne parki miejskie służą w NYC: jako przedłużenie, a często zastępstwo, dla podwórek. Większość miejskich budynków ich po prostu nie posiada i to problem, który zdecydowanie uwypukliła pandemia. Autorzy Little Island odpowiedzieli na potrzeby nielicznych, właściwie głównie na potrzeby turystów. Tak zwani prawdziwi nowojorczycy nie odwiedzają Little Island.
Odbiór Little Island, ideologicznie i realistycznie, jest podręcznikowym przykładem procesu opisanego przez socjolożkę miejską i środowiskową, profesorkę Uniwersytetu Kalifornijskiego, Hillary Angelo w książce “How Green Became Good” (2020). Angelo opisuje jak narracja o zazielenianiu miast zawsze była zdominowana przez spektakularne projekty miejskie, takie jak Central Park. Niezależnie od okresu narracje te „są skonstruowane jako uniwersalnie korzystne inwestycje w dobro publiczne”. Sto lat temu bankier Elkan Naumburg zapłacił za zainstalowanie muszli koncertowej w Central Parku, a nawet zatrudnił swojego siostrzeńca, aby ją zaprojektował. Teatr Delacorte został zbudowany w 1962 roku za pieniądze George’a Delacorte’a i jego żony Valerie, po tym, jak producent Joseph Papp i aktorka Helen Hayes złożyli petycję o amfiteatr, aby wystawić Szekspira w parku. Last but not least, Metropolitan Museum of Art, ufundowane z prywatnych pieniędzy bogatych nowojorczyków, także zajmuje spory kawałek publicznego parku. Innymi słowy – Little Island jest częścią typowej nowojorskiej tradycji. Być może jednak w roku 2022 warto byłoby ją nieco dostosować do współczesnych potrzeb.
W weekend po otwarciu Little Island Hillary Angelo napisała na swoim Twitterze: „Takie projekty nie tylko wiążą się z ogromnymi inwestycjami czasu i zasobów, które można by spożytkować gdzie indziej, ale odzwierciedlają całkowicie zinstrumentalizowane założenia dotyczące ‘dobra’ natury… które są uważane za uniwersalne pomimo ograniczeń użytkowników i zastosowań”.
W drugiej dekadzie XIX wieku, instrumentalne traktowanie natury w obliczu kryzysu klimatycznego może być odebrane jako grubiańskie posunięcie, ale to przede wszystkim bardzo dobry przykład dysproporcji między kapitałem a światopoglądem. Dopóki nowy mindset nie spotka się w jednej osobie lub miejscu z naprawdę dużymi pieniędzmi – nikt nie będzie myślał poważnie o tym, że „planeta B nie istnieje”. Dopóki nowy, pro-zrównoważony mindset nie spotka się z odpowiednio dużym kapitałem w jednej osobie lub miejscu, projekty takie jak Little Island będą dalej powstawać i będą pełnić tę samą funkcję co Pumpkin Spiced Latte w Starbucksie: sezonowej komety z bardzo długim ogonem śladu węglowego. Jeśli francuskie ogrody XVIII-wieczne mogły być miejscem refleksji nad oświeceniowymi ideami, może jest jeszcze nadzieja dla Little Island? Potrzeba tylko jednego bardzo bezczelnego kuratora z poczuciem misji, który wymyśli sposób na pokazanie tego, że pro-klimatyczne myślenie po prostu się opłaca.
Ania Diduch | privmag.com