Charlotte Perriand, projekt bambusowego szezlongu 522 Tokyo, fot. Julien T Hamon, © ACHP/ADAGP 2020.
07.10.2020

Sztuka życia według Charlotte Perriand.

„Japonia jest chyba bardziej podobna do Księżyca” – powiedziała Charlotte Perriand tuż przed swoim wyjazdem do Kraju Kwitnącej Wiśni.

Sztuka
Autor: Maja Wolniewska, Translation: Available
Styl tekstu

I faktycznie, nie pomyliła się wcale: pobyt w Azji naprawdę miał więcej wspólnego z przebywaniem na innej planecie niż z oswojonym codziennym trybem życia człowieka Zachodu. 

Charlotte Perriand sama dorastała w czasie transformacji. Urodzona w 1903 roku dojrzewała pomiędzy dawnym i nowoczesnym, choć zdecydowanie bardziej utożsamiała się z wiekiem pary i żelaza. Rodzice, zajmujący się wysokim krawiectwem, dość szybko zauważyli plastyczny talent córki. Perriand, wspierana przez matkę, dostała się na École de L’Union Centrale des Arts Décoratifs, gdzie skupiła się przede wszystkim na wystroju wnętrz i meblarstwie. Mimo, że na uczelni dominowała jeszcze secesja i bardzo ozdobne motywy, Charlotte interesowały bardziej nowoczesne i minimalistyczne rozwiązania. Była prawdziwym dzieckiem rewolucji przemysłowej, zachwycały ją maszyny, ich budowa i surowość; przejrzystość szkła i nowoczesne połączenia tradycyjnych materiałów. Inspiracją dla jej działań był Le Corbusier, nazywany „papieżem modernizmu”.

O Le Corbu słyszeli wszyscy, nawet jeśli nie zajmują się sztuką i kulturą na co dzień. Również Perriand słyszała o działalności architekta: projekty Le Corbusier spełniały wszystkie wymogi nowoczesności i nowego, modernistycznego stylu, który tak bardzo rozpalał wyobraźnię Perriand. W swoim mieszkaniu, dwa lata po zakończeniu studiów, zrealizowała nowoczesny bar – z elementów stalowych, chromowanych rur i szkła, stworzyła wbudowany w ścianę barek, który nie miał nic wspólnego z dekoracyjnym stylem secesji, którego uczyła się w szkole. Kopie swojego domowego eksperymentu zaprezentowała na Salonie Jesiennym w 1927 roku i osiągnęła tym samym jedno ze swoich marzeń – zwróciła uwagę Le Corbusiera. Co prawda para poznała się trochę wcześniej; przed Salonem Jesiennym Perriand aplikowała do pracowni architekta, jednak spotkała się ze słynną odmową: „Nie haftujemy tutaj poduszek”, wytykającą zarówno jej wykształcenie jak i płeć. Le Corbu zmienił jednak zdanie po obejrzeniu instalacji i tak Perriand rozpoczęła praktykę w pracowni swojego mistrza – miała wówczas 24 lata.

Praca u boku Corbusiera zaowocowała stworzeniem ikonicznych projektów, sprzedawanych zresztą do dziś: fotel LC1, ciężkie, biurowe LC2 i LC3, oraz szezlong LC4, zwany „maszyną do odpoczynku”. Mimo to Perriarnd nie czuła się do końca spełniona, w końcu pracowała na dobre imię swojego mistrza: jej osobowość była spychana przez renomę Le Corbu, przez co Perriand nie mogła rozwinąć się w pełni. Po prawie 10 latach współpracy artystka odeszła z pracowni Le Corbusiera, by jak sama mówiła: „Wyjść z jego cienia i rozpocząć własną karierę”. Na szczęście na horyzoncie majaczyła już nowa propozycja, która zaskoczyła samą artystkę – Perriand była odważna i bezkompromisowa, mimo to nie spodziewała się, że Tokio tak bardzo ją zaskoczy. 

Żeby zrozumieć, dlaczego Perriand znalazła się w Japonii i czym się tam dokładnie zajmowała, musimy na chwilę cofnąć się w czasie do drugiej połowy XIX wieku.

W 1939 roku minęło ponad 70 lat odkąd Japonia otworzyła się na świat zewnętrzny. Shogunat Tokugawa, rządzący państwem nieprzerwanie od ponad 250 lat pod wpływem naporu ze strony marynarki amerykańskiej zdecydował się otworzyć granicę na świat Zachodu. Wydarzenie to powiązane było z licznymi zmianami niemalże w każdej dziedzinie – począwszy od polityki (przywrócenie władzy cesarskiej), po reformy szkolnictwa, czy nawet rewolucję kulturową. Cały świat natychmiast oponowała japońska gorączka, każdy chciał zobaczyć kraj odcięty od cywilizacji, o którym przez lata narosło wiele mitów. Europejczycy i Amerykanie tłumnie ruszyli do Tokio, szukając inspiracji w przedmiotach z laki, w drzeworytach i jedwabnych kimonach. Niestety, to, co dla Zachodu było najbardziej pociągające  dla nowo powołanego rządu Meji było przaśne i nieatrakcyjne. Tym samym doszło do paradoksu – z jednej strony dekret cesarski narzucał na całe społeczeństwo zachodnią modę, zakazując propagowania tradycyjnych form kultury, z drugiej zaś to właśnie tradycja i wyjątkowa kultura przyciągały jak magnes wszystkich przyjezdnych.

Perriand otrzymała telegram od japońskiego Ministerstwa Handlu i Przemysłu 8 lutego 1940 roku. Oficjalnemu zaproszeniu towarzyszył niezwykle długi (ponad 8 metrów!) list, wykaligrafowany przez Shiko Murakata, jednego z bardziej znanych ówczesnych artystów japońskich. Perriand zaproponowano rolę konsultantki – korzystając ze swojej wiedzy i doświadczenia miała przyczynić się do zwiększenia popytu na japoński design sprzedawany za Zachodzie. Jej celem było stworzenie mebli i przedmiotów, które z jednej strony byłyby nowoczesne, utrzymane w duchu modernizmu, z drugiej jednak strony zawierałyby w sobie elementy tradycyjne dla Kraju Kwitnącej Wiśni. Artystka, przerażona szalującą w Europie wojną, ale także podekscytowana niecodzienną propozycją, postanowiła wesprzeć japońską gospodarkę i kulturę. Podczas pobytu w Japonii dowiedziała się wiele na temat tradycyjnego rzemiosła kraju – wiedza dotycząca m.in. obróbki drewna przydała się jej potem w dalszej karierze. Artystka nie tylko odkryła właściwości używanych tradycyjnie materiałów jak choćby bambus czy różne rodzaje drewna, dowiedziała się także więcej o japońskiej filozofii życia i mieszkania. W latach 40., mimo gwałtownego postępu gospodarczego i kulturowego, który nastąpił po otwarciu granic kraju, zdecydowana większość Japonii nadal kultywowała tradycyjny styl życia. Perriand, w japońskich domostwach, doświadczała przede wszystkim pustki – w przeciwieństwie do europejskiego stylu życia, przeładowanego wszystkimi możliwymi ozdobnikami, domy i design Kraju Kwitnącej Wiśni porażał wręcz dominującym wszędzie umiarem i brakiem, niezwiązanym z ubóstwem, wynikającym przede wszystkim z upodobań estetycznych i będące efektem silnego wpływu buddyzmu zen. „W Japonii, która była wówczas w 100 procentach tradycyjna, odkryłam pustkę: potęgę pustki, kult pustki, która nie jest nicością. Dla Japończyków pustka oznacza możliwość ruchu. W pustce zawiera się wszystko.”

Perriand przez 4 miesiące podróżowała po kraju wraz z tłumaczką, poznawała tajniki tradycyjnego rzemiosła i styl życia mieszkańców kraju, który tak  bardzo odbiegał od europejskich schematów. Architektka przeprowadziła szereg rozmów z rzemieślnikami, nie tylko po to, by poznać tajniki ich pracy, ale także by dowiedzieć się co ich inspiruje, co determinuje ich prace. Często okazywało się, że zbyt mocne przywiązanie do tradycyjnych technik wykonania tak bardzo ogranicza rzemieślników, że zabijało ich twórczy potencjał. Okazało się więc, że pobyt Perriand w Japonii inspirował i wpływał na obie strony. Celem architektki nie było tylko i wyłącznie stworzenie sztywnych wytycznych dotyczących designu, ale przede wszystkim zrozumienie kultury, technik i prawideł rządzących krajem. Perriand wykazała się niezwykłą wrażliwością, starała się zrozumieć każdy aspekt życia codziennego Japończyków, inspirując przy tym lokalnych rzemieślników do poszukiwania nowych rozwiązań technologicznych i estetycznych. „Moim celem było przywrócenie poczucia twórczości rzemieślnikom, którzy byli tak skupieni na swoich tradycjach lub uwięzieni w odtwarzaniu przedmiotów nieożywionych, skopiowanych z publikacji (…)”.

Perriand opuściła Japonię zimą 1942 roku, pokochała jednak ten kraj pełen sprzeczności i wracała do niego wielokrotnie. W 1993 roku zaprojektowała w Tokio herbaciarnie dla swojego przyjaciela, mistrza ikebany Hiroshi Teshigehary. Zainspirowała ją do tego projektu lektura „Księgi herbaty”, podręcznika będącego przewodnikiem po skomplikowanym i niezwykle poetyckim świecie ceremonii parzenia naparu. Nostalgia, z którą Perriand podchodziła do tradycyjnych technik rzemieślniczych, inspiruje także współczesne marki, jak choćby Aesop, australijską markę kosmetyczną, słynącą z unikalnego designu i naturalnych receptur.

Charlotte Perriand, Le Maison de thé, czyli domek herbaciany z 1993 (odtworzony jako instalacja w Fondation Louis Vuitton, Paryż, 2019). https://www.anothermag.com/design-living/gallery/10699/charlotte-perriand-inventing-a-new-world/2

Rōzu jest czwartym w kolejności zapachem wypuszczonym przez markę. Nazwa wody toaletowej oznacza po japońsku „Różę”, jednak nie do końca chodzi tutaj o kwiat, a o imię źeńskie. Sam zapach został zainspirowany życiem Perriand i jej bezgraniczną miłością do Kraju Kwitnącej Wiśni. Sama nazwa i nuty głowy nawiązują do różanego ogrodu, noszącego imię architektki, wetiwera, paczula i mirra odnoszą się do męskich perfum, które Perriand nosiła na co dzień, a świeżość i chłód pachnotki nawiązuje do ośnieżonych alpejskich szczytów, po których z chęcią wędrowała. W trakcie tworzenia zapachu specjaliści Aesop pozostawali w stałym kontakcie z rodziną Perriand: dzięki pomocy córki artystki udało się stworzyć wielowymiarową kompozycję zapachową, która jest zarazem stanowcza i subtelna. Ten dualizm i połączenie sprzeczności ma również nawiązywać do skomplikowanej natury Charlotte Perriand, która łączyła w sobie siłę, nieustępliwość, odwagę, z wrażliwością i empatycznością. Rōzu pokazuje, że teraźniejszość i przeszłość przenikają się wzajemnie, że doświadczenia jednostki mogą być inspiracją dla przyszłych pokoleń. Również charakterystyczny design produktów Aesop nawiązuje poniekąd do czystych, modernistycznych form; Perriand byłaby pewnie zadowolona, widząc minimalistyczną butelkę z brązowego szkła, pachnącą „krajem, który ukochał pustkę”.

Tagi

#design#charlotteperriand#lecorbusier ...

Udostępnij