Niderlandów obraz własny
Na wystawie „Różne spojrzenia” w warszawskim Muzeum Narodowym po raz pierwszy publicznie zaprezentowano zbiory malarstwa z kolekcji ERGO Hestia. Obrazy holenderskich i flamandzkich artystów na co dzień można zobaczyć jedynie w sopockiej siedzibie tej firmy.
Zobacz też:
ERGO Hestia jako mecenas sztuki znana jest przede wszystkim z organizowanego od lat corocznego konkursu dla studentów kształcących się na wydziałach i kierunkach artystycznych wszystkich wyższych uczelni w Polsce. Założona przez nią Fundacja Artystyczna Podróż Hestii prowadzi w imieniu mecenasa działania art brandingowe, nastawione na budowanie długofalowych relacji z artystami i artystkami, fundowanie stypendiów, organizowanie wystaw i działalność edukacyjną.
Zbierając sztukę
Wystawa „Różne spojrzenia” pokazuje inne, mniej znane oblicze ERGO Hestii. Stworzona przez ubezpieczyciela kolekcja odróżnia się też od innych kolekcji firmowych budowanych przez polskie przedsiębiorstwa po 1989 roku. Początkowo większość zbiorów korporacyjnych koncentrowała się na klasyce polskiej sztuki: malarstwie XIX i pierwszej połowy XX wieku. Z czasem coraz częstsze stało się nabywanie prac powstałych współcześnie. Powstały ważne zbiory, jak Fundacji Sztuki Polskiej ING.
Skupienie się na sztuce dawnej jest w Polsce wyjątkiem (własnością ERGO Hestii jest też kilka – nieobecnych na warszawskiej wystawie – prac artystów włoskich). Ważnym także dlatego, że kolekcja ta uzupełnia z historycznych powodów nadal dość skromne polskie zbiory zachodniej sztuki doby nowożytnej – a jednocześnie dobrze wpisuje się w dzieje naszego kolekcjonerstwa. Sztukę z terenów historycznych Niderlandów zbierano w I Rzeczypospolitej; kolekcjonował ją m.in. Władysław IV Waza (który nawet osobiście odwiedził pracownię Rubensa) czy Jan III Sobieski. Jednak najwybitniejszym z kolekcjonerów był Stanisław August Poniatowski, któremu zawdzięczamy do dziś zachowane w polskich zbiorach dwa obrazy Rembrandta, ale także prace ważnych „małych mistrzów” m.in. Gerarda ter Borcha, Ferdinanda Bola, Gabriëla Metsu czy Jana Steena.
Kolekcja ERGO Hestii nawiązuje jednocześnie do tradycji lokalnej: Gdańska i całego Pomorza, których związki z Niderlandami, także artystyczne były szczególnie mocne. Tu też zbierano sztukę holenderską i flamandzką, a kolekcja grafiki, rysunków i obrazów Jakoba Kabruna, który przed swą śmiercią w 1814 roku w całości ofiarował ją Gdańskowi, stanowiła podstawę otwartego w 1873 roku Muzeum Miejskiego. Dziś też, choć znacznie uszczuplona podczas drugiej wojny, sprawia, że zbiory tamtejszego Muzeum Narodowego należą do jednych z najważniejszych w Polsce.
Artystyczna różnorodność
W tworzonej od 2008 roku kolekcji ERGO Hestii znajduje się obecnie pięćdziesiąt jeden obrazów, w tym bardzo uznanych twórców. Nie jest to też zbiór „zamknięty” – był i jest stale uzupełniany. Większość ze zgromadzonych płócien znalazło się też na pokazie Warszawie. Ich wybór został uzupełniony o prace z kolekcji Muzeum Narodowego, w tym „Wnętrze kościoła św. Bawona w Haarlemie” Pietera Saenredama, jeden z najpiękniejszych holenderskich obrazów w polskich zbiorach. Te dodatkowe prace dopełniają ekspozycję wchodząc w dialog z dziełami z Sopotu lub pozwalają lepiej poznać twórczość niektórych artystów. Wszystko to sprawiło, że wystawa pozwala zobaczyć, jak bardzo różnorodna była powstająca wówczas sztuka. Są tu nie tylko prace „małych mistrzów”, z którym najczęściej jest kojarzona sztuka tamtego czasu, ale też artystów czepiących z włoskich inspiracji, cenionych przez współczesnych im odbiorców, a dziś trochę zapomnianych. Są obrazy z pietyzmem oddające codzienne życie w dawnej Holandii, czyli Republiki Siedmiu Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich oraz Niderlandów Południowych (Flandrii) uznających władzę hiszpańskich, a później austriackich Habsburgów. Są tworzone przez tamtejszych mistrzów pejzaże i martwe natury, ale też przykłady malarstwa religijnego i mitologicznego. Zaskakuje jedynie brak gatunku ważnego dla tamtejszej sztuki: portretu, który pełnił ważną społeczną rolę, kreował bowiem wizerunek mieszczańskiego, zaradnego i pracowitego społeczeństwa, budującego własny dobrobyt, ale też zaangażowanego w życie wspólnoty, czego przykładem są słynne portrety zbiorowe regentów i regentek harlemskich domu starców autorstwa Fransa Halsa.
Można odnieść wrażenie, że jednym z kluczy nabycia prac do kolekcji ERGO Hestii jest ich „narracyjny” potencjał, to, co za ich pomocą jest opowiadane. Nie chodzi jednak o opowieść w najbardziej dosłownym rozumieniu tego słowa. W zbiorze tym niewiele jest obrazów historycznych, chociaż nabyto imponujące swą skalą płótno Jana Peetersa Starszego „Siły osmańskie atakujące fort na wyspie”, przedstawiające zapewne jeden z epizodów turecko–weneckiej bitwy o panowanie na Krecie (obok pokazano inny obraz tego artysty ze zbiorów stołecznego muzeum, być może dotyczący tych samych wydarzeń). Są tu obrazy o tematyce religijnej czy mitologicznej, jednak na snucie pasjonujących opowieści pozwalają – czego przykładem jest ta wystawa – również pejzaże czy martwe natury.
Co więcej, w kolekcji ERGO Hestii znalazły się dzieła najwybitniejszych twórców tego czasu, jak Jan van Goyen, Meindert Hobbema czy Gabriël Metsu, ale też mniej znanych, a ciekawych, by wymienić jedynie urodzonego w Gdańsku, a tworzącego m.in. w Antwerpii Carla Borromäusa Rutharta, autora efektownego przedstawienia walczących ze sobą zwierząt.
Sama ekspozycja odchodzi od zwyczajowego prezentowania sztuki według ściśle gatunkowych podziałów. Jej kuratorka Aleksandra Janiszewska zaproponowała inny klucz podziału: na siedem części. Jest to – jak podkreśla – jeden z możliwych wyborów, niewykluczający innych interpretacji. Przy czym zaproponowany na wystawie kierunek – od „Rytmu natury” i „Nowego kraju opisania” po poświęcony tenebryzmowi w sztuce tego czasu „Światło i cień” – sprawia, że możemy docenić wyjątkowość malarstwa powstającego w podzielonych Niderlandach, które tak mocno wpłynęło na wyobrażenie o tym obszarze i o jego mieszkańcach.
Sztuka i tożsamość
„Gdzież znaleźć i u jakiego narodu historie bardziej skrupulatną, bardziej naiwną, pełniejszą dowcipu, życia – niż te malowane dzieje chwytanych na żywo obyczajów i działań?” – podkreślał Théophile Thoré. I dodawał: „To malarstwo spisało historię Niderlandów i nawet w pewnym sensie historię ludzkości”. Dla tego wybitnego XIX-wiecznego francuskiego krytyka i odkrywcy Vermeera (opracował pierwszy katalog jego dzieł) malarstwo Holandii „złotego wieku” było przykładem sztuki zanurzonej w rzeczywistości, związanej z tym, co tu i teraz.
Już wcześniej wskazywano na związek między rzeczywistością społeczną i tamtejszą sztuką. Malarz i teoretyk sztuki Gerarda Lairesse, zwolennik akademickiego klasycyzmu, w wydanej w 1707 roku „Wielkiej księdze malarstwa” zauważał: „mieszczaninowi wygodniej jest grać rolę mieszczańską niż jakaś inną; tak samo malarzowi – pozostać przy przedstawianiu tego, z czym się codziennie styka”. I to zanurzenie w mieszczańskiej kulturze zaważyło – co z pewną przyganą konstatował Lairesse – na holenderskiej sztuce, chociaż z czasem także ta warstwa społeczna zaczęła się zwracać ku dworskim wzorcom.
„Różne spojrzenia” pokazują, że ten mieszczański obraz Holandii był świadomie kreowany i służył legitymizacji państwa, które aż do pokoju westfalskiego w 1648 roku nie było uznawane za pełnoprawny podmiot polityczny. Historiografia odwołująca się do starożytnych Batawów, literatura czy sztuka – jaki pisze Antoni Ziemba w ważnym tekście zamieszczonym w katalogu towarzyszącym wystawie – kreowały stereotyp „niderlandzkiej nacji” mającej od wieków żyć na swym terytorium między morzem a lądem położonym i pielęgnować swe własne obyczaje. To za ich pomocą budowano poczucie wspólnoty i odrębności od sąsiadów oraz stabilizowano ustrój parlamentarno-republikański oparty na autonomii miast i prowincji.
Jednak w rzeczywistości nowe państwo było konglomeratem różnych nacji i wyznań. W jego ustrój wpisane było nieustanne napięcie między centralną władzą Stanów Generalnych i stadhouderów (zarządcy Kraju) a władzą regentów Amsterdamu i prowincji Holandii Północnej. W tej sytuacji we wszystkich sferach począwszy od polityki, poprzez gospodarkę po kwestie wyznaniowe, kluczowym dla Holendrów stało się – jak podkreśla Antoni Ziemba – „æquilibrium: wyważenie, równowaga, rozwaga, pragmatyczna roztropność i postawa negocjacyjnego balansu”. Kultura zaś, nie zapominając o owych napięciach, przede wszystkim budowała wyidealizowany wizerunek własny Holendrów.
Wystawa – to jej wielka wartość – pozwala zobaczyć, w jaki sposób poprzez malarstwo owa tożsamość była kreowana, a także na związki tej twórczości (i wzajemny wpływ) ze sztuką Flamandów. Powala też lepiej zrozumieć różnorodność tego malarstwa. W Holandii było miejsce zarówno na powstałe pod włoskim wpływem i przepełnione południowym światłem pejzaże Thomasa Wijcka, jak i na dzieła surowe, oszczędnie namalowane, jak zaskakująco bliski najwybitniejszym płótnom Rembrandta „Izmael” Barenta Fabritiusa, w którym delikatnie rozproszone światło wydobywa z mroku postać młodego jeszcze chłopca (to urodzony przez niewolnicę Hagar, najstarszy syna Abrahama).
Nieoczywiste spojrzenia
Jednak przede wszystkim warszawska ekspozycja pozwala na inne odczytanie oczywistych, można byłoby powiedzieć, przedstawień, podważając też rozmaite obiegowe przekonania, m.in. o „tulipanowej gorączce”, o której tak bardzo rozpisywał się Zbigniew Herbert. Pokazuje m.in. szczególne znaczenie malarstwa pejzażowego. Dobrym przykładem jest obraz „Pejzaż z przeprawą na rzece” Salomona van Ruysdaela powstały zapewne w rok po uznaniu holenderskiej niepodległości. Wszystko na płótnie van Ruysdaela wydaje się zwyczajne, proste, wręcz banalne. Na odbijającej od brzegu barce przewożeni są ludzie i zwierzęta. Jeden z mężczyzn nawet nie zsiadł z konia, a krowy przeglądają się w wodzie. W tle, między drzewami widać zamkowe zabudowania, a w oddali na rzece kolejne łodzie. O takich jak ten obrazach Eugène Delacroix w swych „Dziennikach” notował: „wydały się szczytem sztuki, sztuka bowiem jest tu zupełnie zakryta”.
Przedstawienia bardzo zwyczajnego niderlandzkiego krajobrazu tworzyły „portret kraju”, bardzo zwyczajny, niderlandzki krajobraz. Były one narzędziem tożsamościowej retoryki i swoistej „geografii patriotycznej”. Podobne funkcje pełniły przedstawienia wnętrz kościołów ogołoconych z figuralnych obrazów i rzeźb. Stały się domami modlitwy, ale też miejskimi halami spotkań. Budowlami będącymi świadectwem dawnej przeszłości, ale też miejscami upamiętniania republiki – stąd częste na obrazach przedstawienia nagrobków ówczesnych wielkich przywódców, w tym Wilhelma I Orańskiego, pochowanego w Nieuwe Kerk w Delft. Jedno z takich przedstawień przypisywane Hendrickowi van Vlietowi znalazło się na wystawie (jest też drugi obraz tego autora z wyobrażeniem Oude Kerk w tym samym mieście).
Na wystawie jest więcej sposobności do nieoczywistych odczytań. Dobrym przykładem jest ciekawy zbiór martwych natur, w tym kwiatowych. To one – jak często się podkreśla – przypominały o przemijaniu doczesnego życia, ale był też świadectwem pracowitości i zapobiegliwości warty mieszczańskiej oraz akumulacji zbiorowego wysiłku kapitału budującego potęgę nie tylko jednostek, ale całej wspólnoty. A poszczególne dzieła, jak „Martwa natura z podobizną Erazma z Rotterdamu” Edwaerta Colliera wymagają uważnego przyglądania się, bo tylko ono pozwala odkryć ukryte ich znaczenia (ten wybitny humanista jest współtwórcą wyidealizowanego wizerunku mieszkańców Niderlandów).
Tradycja i zmiana
Wystawę „Różne spojrzenia” poświęcono „złotemu wiekowi” holenderskiego i flamandzkiego malarstwa, ale – co nie mniej ważne – jest też ona okazją do opowiedzenia o kształtowaniu się nowożytnej tożsamości podzielonych religijnie Niderlandów. O tym, jak była ona konstruowana, do jakich wartości, przekonań i tradycji się odwoływano. O tym, co tworzyło tamtejszą wspólnotę polityczną i od innych ją odróżniało. W 1706 roku holenderski pisarz i grafik Romeyn de Hooghe pisał: „w innych krajach chwała wyraża się przez pełne pychy demonstrowanie flag i sztandarów, tu zaś polega na umiejętności skrzętnego i skromnego gospodarowania; gdzie indziej pysznią się niepomiernym wydawaniem pieniędzy (…), tu ceni się życie bez długów”.
Wreszcie wystawa skłania do postawienia pytania o tożsamość współczesnych mieszkańców dawnych Niderlandów i ich stosunek do własnej tradycji. Towarzyszy mu inne, dziś także w Polsce bardzo aktualne: o strategie modernizacyjne, umiejętność reagowania na zmieniającą się rzeczywistość, na zmiany cywilizacyjne, technologiczne i kulturowe. Dziś być może odpowiedzią na nie jest swoista synteza, którą w sferze kultury zaproponowała ERGO Hestia. Okazuje się, że dbałość o dziedzictwo, bez zamykania się wyłącznie we własnej tradycji i wspieranie bez lęku tego, co nowe w sztuce nie wykluczają się, ale mogą stanowić konieczne dopełnienie.
Różne spojrzenia. Malarstwo holenderskie i flamandzkie z Kolekcji ERGO Hestii, Muzeum Narodowe w Warszawie, 7 maja–25 lipca 2021, kuratorka: Aleksandra Janiszewska