Jeśli nie sztuka, to co?
Polski biznes, przeglądając się w europejskich wytycznych gospodarczych, myśli o kulturze i sztuce z dużym entuzjazmem. W teorii. Jak wygląda rzeczywistość próbowałam ustalić na Europejskim Forum Nowych Idei w Sopocie, jesienią 2021.
Zobacz też:
Pojechałam z konkretnym celem: zadać jak największej liczbie osób jedno pytanie: „Czy i jak sztuka oraz sektor kultury wpłyną na europejską ekonomię najbliższej dekady?”. Dwa dni paneli, kilkudziesięciu prelegentów z Polski i z Europy, ponad dwieście uczestników wywodzących się ze świata ogólnokrajowego i międzynarodowego biznesu (dyrektorzy i managerowie największych firm działających w Polsce), dodatkowo przedstawiciele organizacji rządowych i non profit. A wszystko to w przyjemnym otoczeniu hotelu Radisson Blue w Sopocie. Program konferencji był zbudowany wokół tematów zrównoważonej gospodarki, kryzysu klimatycznego (tydzień później odbywał się COP 26 w Glasgow) czy cyfryzacji. Pojawił się też skromny akcent tematów kulturalnych w postaci panelu dyskusyjnego o sztuce w przestrzeni publicznej, a w ostatnim dniu konferencji chętni uczestnicy pojechali na oprowadzanie po nowo otwartym NOMUSie – czyli muzeum sztuki współczesnej w Gdańsku.
Na EFNI łącznie udało mi się porozmawiać z blisko pięćdziesięcioma osobami. Prawie każdy, kogo pytałam o rolę sztuki w rozwoju ekonomii, z autentycznym entuzjazmem potrafił wyliczyć pozytywne efekty przenikania kultury do obszaru gospodarki.
„Sztuka jest ważna żeby uwrażliwić ekonomistów, którzy często maja twarde serca. Może im pomóc zrozumieć że wzrost bazujący tylko na ekstensywnym wykorzystaniu zasobów nie ma sensu” – Agnieszka Chłoń-Domińczak, Dyrektor Instytutu Statystyki i Demografii SGH.
„Sztuka jest obszarem, który wyznacza trendy w myśleniu. Potrzebujemy jej, żeby moc zmieniać swoje biznesy, i myśleć o nowych modelach biznesowych i wdrażaniu nowych rozwiązań proekologicznych, neutralnych dla środowiska” – Grzegorz Baczewski, Dyrektor Generalny Konfederacji Lewiatan.
„Dzięki sztuce wchodzimy w poziom odbierania rzeczywistości przez pryzmat wyższych wartości” – Mieczysław Cezary Olszewski, Country Manager, Redshaw Advisors.
Bywało też mniej idyllicznie i czasem czułam się jak bohaterka komiksów o Dilbercie: „Czy kultura wpłynie na gospodarkę najbliższej dekady? – Oczywiście, sztuka jest wartością niezbędna do życia! – Cieszę się, ze to słyszę. Proszę podać jakiś przykład. – A nie… Przepraszam… Chciałem być uprzejmy…”
Pozytywnych odpowiedzi było jednak zdecydowanie więcej. Dodatkowo większość z tej większości była też szczera: nie wynikała wyłącznie z poprawności politycznej danej osoby czy świadomości trendów CSR-owych. Gdybym nie pracowała od 15 lat w kulturze i byłabym przedstawicielką zagranicznych mediów wysłaną do przeprowadzenia sondy na temat świadomości polskich biznesmanów o roli sztuki w społeczeństwie – pomyślałabym, że Polska to kraj stworzony dla artystów. Zresztą cała ta sytuacja już po fakcie przypomniała mi okoliczność, kiedy znajomy z USA poprosił mnie o zrobienie wideo wywiadu na swoje zajęcia o filantropii na świecie, które prowadził na jednym z amerykańskich uniwersytetów. Całość wyszła tak pesymistyczna, że w końcu nie użył moich wypowiedzi. A ja mówiłam tylko prawdę… (Kompletnie nie mam do niego żalu).
Ta potrzeba pozytywnej narracji względem sztuki skrywa w sobie głębszy problem. „Dyskryminacja” kultury i sztuki odbywa się w Polsce w bardzo subtelny sposób: przez brak konkretnego pomysłu na spotkanie z nią. Wciąż, mimo trzydziestu lat wolności! W dojrzałych społeczeństwach i gospodarkach, biznes ze sztuką styka się jak dłonie Adama i Stwórcy na słynnym fresku Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie: jest między nimi bliskość i przestrzeń, które rodzą nową jakość. Gdyby fresk zaadoptować na warunki polskie, Bóg musiałby trzymać w dłoni frytkę, żeby zwrócić uwagę Adama. Nad Wisłą, liczy się przecież konkret.
Tymczasem wraz z nowym rokiem temat konkretu i spotkania w sztuce wraca w nowej odsłonie: z dniem 1 stycznia 2022 Hanna Wróblewska przestała pełnić funkcję dyrektora Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie. Skończyła się ważna epoka w polskiej historii sztuki i zniknęła przestrzeń na spotkanie z bezkompromisową myślą. Bez odpowiedniego dyrektora i managera Zachęta stanie się „bezużyteczną architekturą”. Określenie pożyczam od japońsko-amerykańskiego artysty Isamu Noguchi z serii jego prac z lat 80. XX wieku. Noguchi wychodził z założenia, ze ruiny są archetypem bezużytecznej architektury ponieważ przechowują swoje skojarzenia z tworzeniem cywilizacji i kreowania przestrzeni jednocześnie nie pełniąc już w ogóle swojej pierwotnej funkcji. Nogucchi był pod wrażaniem szczególnie greckich ruin świątyni Apollina w Delfach, gdzie w antyku znajdowała się słynna wyrocznia. Wróżbitka stojąca nad specjalnym zbiornikiem z toksycznymi oparami przepowiadała przyszłość prominentom ówczesnego świata. Dziś z całego kompleksu zostały fundamenty, ale przewodnicy wycieczek wciąż prowadzą turystów w jedno, szczególne zagłębienie pośród kremowego marmuru, które jest uznawane za komnatę gdzie odbywały się boskie seanse. Po wizycie w Delfach Noguchi pisał tak: „Śledzenie kształtów pozostałości białego marmuru, dopowiadanie sobie ich użycia podczas religijnego rytuału pozyskiwania informacji: do tego została stworzona wyobraźnia”. A z kolei sztuka została stworzona do pielęgnowania wyobraźni i robi to całkiem skutecznie o ile da się jej szansę. Jeśli oficjalnie nie daje się jej tej szansy to jaki jest plan B?
Komisja Europejska mając świadomość toczących się równolegle w wielu państwach procesów, myśli o kulturze i sztuce strategicznie. Na początku 2021 ogłosiła ideę Nowego Europejskiego Bauhausu. To program, którego zadaniem jest przywołanie najważniejszych idei ruchu Bauhausu, który istniał na początku XX wieku i zaimplementowanie ich do współczesnych warunków. W dużym uproszczeniu jest to promowanie metody design thinking, którą wykorzystuje się do „stworzenia przyszłości, która będzie zrównoważona, inkluzywna i piękna zarówno dla ducha, jak i dla umysłu”. Nowy Europejski Bauhaus ma przypominać płyn międzykomórkowy w organizmie: elastyczny na lokalne warunki danego kraju czy zadania i realnie odpowiedzialny za katalizowanie gospodarczych działań. NEB ma swoich ambasadorów na całym świecie, a jednym z nich jest polski dr inż. arch. Hubert Trammer. Nie był prelegentem EFNI, wystąpił za to miesiąc później na krakowskim Międzynarodowym Biennale Architektury, gdzie mówił m.in. tak: „Nowy Europejski Bauhaus jest próbą powrotu do interdyscyplinarności w obszarze myślenia o polityce i gospodarce. Chodzi o zrozumienie wartości jak zrównoważony rozwój i interesy społeczne oraz walory estetyczne funkcjonują jako spoiwo ludzkiego życia”. Powodów dla których Hubert Trammer pojawił się w wąskim gronie specjalistów w Krakowie, ale zabrakło go na Europejskim Kongresie Nowych Idei w Sopocie, może być wiele. Na pewno to duża strata, bo właśnie na Pomorzu mógłby dotrzeć z Nowym Bauhausem do osób, które teoretycznie powinny go niedługo zacząć wdrażać swoimi decyzjami biznesowymi (i osobistymi).
Na szczęście nieformalnym ambasadorem multidyscyplinarnego myślenia w stylu Nowego Europejskiego Bauhausu został na EFNI prof. Jerzy Hausner, który mówił na jednym z paneli w ten sposób: „Policzalne parametry wcale nie musza być siłą rozwojową. Odpowiedzią jest raczej coś, co nazywa się design thinking, ale na poziomie szerszym niż tylko na poziomie organizacji. Takie podejście daje efekt uruchomienia wspólnej wyobraźni. Ponieważ do rozwoju potrzebujemy aktywnego udziału wszystkich istotnych aktorów w dyskusji o tym jak ma się rozwinąć cokolwiek: nasze szkoły, nasze uniwersytety, nasze miasta. Dlaczego takie zderzanie opinii jest ważne? Ponieważ wszyscy ci aktorzy posiadają zasoby! Jeśli dla przykładu wyłączamy i dyskryminujemy kobiety, nie włączamy ich do mówienia, ale tez do działania to rezygnujemy ze znaczącej części ich potencjału. Każda dyskryminacja pociąga za sobą wyłączanie części potencjału.”
Dodałabym: wyciągnijmy artystów na taką symboliczną listę osób, których potencjał czeka na uruchomienie. Polska sztuka poza rozsądnymi działaniami systemowymi zaplanowanymi na lata, potrzebuje też tych bieżących personalnych, partykularnych i intymnych praktyk.
Dobrze podsumował to Piotr Voelkel, właściciel grupy VOX: „Sztuka może zmienić tylko tych którzy chcą się zmienić. Ta zmiana może dotyczyć tylko wąskiej grupy. Biznesman może uczyć się od artystów, jak realizować swoje własne marzenia, a ja jestem tego żywym przykładem. Kocham artystów, przyjaźnię się z nimi i to im zawdzięczam wszystko: swoje najważniejsze decyzje życiowe, swoje poglądy, otwartość na innowacje. Wszystko polega na szukaniu właściwych inspiracji.”
W podobnym duchu rozmawiałyśmy też z Natalią Hatalską, która była na EFNI w związku z premierą swojej najnowszej książki Wiek Paradoksów. Na pytanie o rolę kultury w ekonomii odpowiedziała tak: „Nie wiem jak sztuka wpłynie na gospodarkę najbliższych 10 lat, ale wiem że jest szalenie ważna. Ja sama jestem miłośniczką sztuki konceptualnej. Jakiś czas temu wprowadziłam zasadę w moim zespole że zamiast jeździć na kolejny kongres technologiczny odwiedzamy biennale sztuki lub festiwale designu. Sztuka pozwala nam spojrzeć na współczesne problemy z nowej perspektywy, która nie jest wyłącznie zero-jedynkowa. Czytałam ostatnio artykuł na Fast Company o tym, że managerowie dużych firm powinni czytać poezję bo to utwory, które mają wiele interpretacji. Właściwie ile osób, tyle interpretacji. Żeby funkcjonować płynnie w świecie, trzeba wyjść poza tylko swoją kategorię, ale każdy musi to zrobić na własny sposób.”
Pytanie: jak zacząć? Nie mam odpowiedzi. Zresztą zawsze lepiej czułam się zadając pytania, niż na nie odpowiadając. Ale wiem jedno: zrównoważony rozwój gospodarczy zaczyna się od harmonijnego zarządzania własnym życiem przez pojedyncze osoby. Sztuka, także polska, nie istnieje w próżni. Relacja sztuki z ekonomią jest ulicą dwukierunkową i było tak od zawsze. Mój ulubiony przykład z niedalekiej przeszłości pochodzi z książki Jonathana Crariego pod tytułem Techniques of the Observer: On Vision and Modernity in the 19th Century. Crary dowodzi tam w prosty sposób jak rozwój kolei w XIX wieku doprowadził do zmian w sztukach wizualnych. Z powodu rosnącej popularności pociągów, pierwszy raz w historii ludzie zaczęli doświadczać krajobrazu w kompletnie nowy sposób: jako fragmentu widoku wyciętego przez okno wagonu. Zmieniła się też prędkość z jaką konsumowano przyrodę i relacja do niej, ponieważ pasażerowie stali się biernymi widzami zamiast jednym z elementów krajobrazu. Tak narodziło się współczesne pojęcie odbiorcy sztuki, a jego echa są do dziś widoczne w feedach na social mediach i w geście scrollowania na smartfonie.
Nawet drobne gesty i wahania mikro wartości mają znaczenie. Wie o tym każdy dobry biznesmen. Wie o tym każdy dobry artysta.