Między życiem a muzeum
Co jest ważniejsze – realizacja swoich pragnień, czy spełnianie narzuconych wymogów? Czy kariera musi być nieustannym parciem naprzód, zaliczaniem kolejnych leveli w grze codzienności? A jeśli skupić się tylko na sobie i iść własną drogą, nie oglądając się na świat dookoła? Bice Lazzari i Verena Loewensberg poznały na szczęście odpowiedzi na powyższe pytania.
Zobacz też:
Artystki, mimo niezbyt korzystnych okoliczności, stawiały na rozwój kariery i realizację marzeń. Nieustępliwie parły do przodu, wykorzystując wrodzony upór i pasję. Po latach zapomnienia wracają, udowadniając, że wielkie artystki istniały naprawdę. Nawet jeśli czasem trudno było im wyjść z cienia sławy kolegów po fachu.
„Dlaczego nie było wielkich artystek?”
Mimo upływu czasu i postępu cywilizacyjnego nadal mierzymy się z dawnymi problemami. Aktywnie poruszamy kwestie równouprawnienia w codziennych elementach życia, mając na względzie kwestie związane z nierównym traktowaniem płci, widocznymi dysproporcjami w zarobkach, brakiem parytetów. Problemy mające ponad 100 lat nadal są żywe i aktualne. Nawet osoby nie związane na co dzień ze światem sztuki kojarzą nazwiska takie jak Kandinsky czy Rothko. Czy to jednak oznacza, że kobiety jak Bice Lazzari czy Verena Loewensberg utonęły w mrokach dziejów? Przykładem odkrywania historii sztuki na nowo, w kontekście herstorii, jest chociażby konferencja zorganizowana przez Instytut Sztuk Pan w 2021 roku pt.: „Dlaczego nie było wielkich artystek?”.
Aktualność tych kwestii odzwierciedla szeroko pojęta scena kulturalna, czego przykładem może być wystawa „Służące” (Muzeum Miasta Warszawy). Analizuje kwestie zatrudniania i, nie bójmy się tego słowa, wyzysku służących zatrudnianych na przestrzeni międzywojnia w Polsce. Innym przykładem jest wydana niedawno książka „Manekin w peniuarze”, która zwraca uwagę na branżę krawiecką, polskie domy mody na przestrzeni lat 20. i 30., zbudowane na niezwykle ciężkiej pracy krawcowych.
Ta nierówność jest wciąż obecna, szczególnie na scenie artystycznej. O ile same Akademie Sztuk Pięknych zdominowane są przez studentki, o tyle w profesjonalnym, poza uczelnianym obiegu, nadal dominują mężczyźni. Oczywiście, nierówność ta zmniejsza się i nie jest tak rażąca jak w przypadku awangardy, jednak temat jest nadal żywy. Jedynym lekarstwem jest więc nieustanne uświadamianie, oraz wiedza czerpana z przeszłości, by pokazać, że wielkie artystki były, miały się dobrze i działały równie prężnie co ich koledzy. Nawet, jeśli w muzealnych sklepach wciąż więcej jest albumów o Manecie niż o Berthcie Morisot.
Pewnie i sukcesywnie
Bice Lazzari (a właściwie Beatrice Lazzari), próżno szukać w podręcznikach i albumach o historii sztuki. Dzisiaj, powoli, zostaje odkryta na nowo. Drobna Włoszka o sympatycznym uśmiechu patrzy na nas z archiwalnych zdjęć: zarówno tych zrobionych w jej pracowni, jak i tych zrobionych podczas różnych artystycznych wydarzeń. Wychowana w inteligenckim domu, od dziecka charakteryzowała się wysoko rozwiniętą wrażliwością. Ukończenie Conservatorio di Musica Benedetto Marcello di Venezia, czyli weneckiego konserwatorium muzycznego, z pewnością wpłynęło na jej dalszy rozwój artystyczny, choć narzędziem pracy Bice będzie pędzel i płótno, a nie instrumenty. Choć w jej sztuce zawsze będzie można znaleźć rytm i harmonię, tak charakterystyczną dla komponowania utworów muzycznych.
Włochy w latach 30. i 40. nie były przestrzenią łatwą do życia. Wyniszczony po II wojnie światowej kraj, powoli podnosił się po odniesionej porażce. Żyło się trudno, nie tylko ze względu na podupadającą gospodarkę i wojenne reparacje, ale także w związku z ostracyzmem i odcięciem od światowych kontaktów, szczególnie intelektualnych. Aby nabrać pełnego obrazu sytuacji należy pamiętać o tradycyjnym podziale ról panującym wówczas w kraju – to mężczyzna utrzymywał rodzinę, to on pracował zawodowo, podczas gdy kobiety odpowiedzialne były za pielęgnowanie tzw. ogniska domowego. Taki podział ról zdecydowanie nie mieścił się w światopoglądzie Bice.
W 1916 roku Lazzari zapisała się do Szkoły Sztuk Pięknych w Wenecji. Uczy się tam tradycyjnych technik, była bardzo zdolną pejzażystką. W latach 30 przenosi się do Rzymu, stolicy awangardy i abstrakcji, w której królują, zdominowane przez mężczyzn, ugrupowania artystyczne. Lazzari samodzielnie rozwija swój talent. Tak, uczyła się sama, pogłębiając swoją wiedzę z historii sztuki, rozmawiając z kolegami po fachu; nigdy nie wstąpiła do żadnego ugrupowania, nie podpisywała się pod manifestami. Z pewnością była także jedną z pierwszych kobiet zajmującą się tworzeniem murali. Wraz z architektem Ernesto Lapadula zajmowała się tworzeniem dekoracyjnych, malowanych paneli. Mimo swojej drobnej postawy Bice umiała rozpychać się łokciami w męskim świecie; choć może bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że zdobywała swoją pozycję sukcesywnie i pewnie, jak stawiane przez siebie kreski na płótnie.
„Kiedy maluję obraz, myślę w sekrecie o ścianie, na której mogłabym w tym momencie malować, o przestrzeni, architekturze, której moja praca powinna być przeznaczona. To pewnie oznacza, że nie wierzę w purystyczne malarstwo, w malarstwo, które żyje samo dla siebie, autonomiczne w swojej abstrakcyjnej izolacji. To jest, albo właściwie powinno być, w mojej opinii, jedyną ‚humanistyczną’ formą współczesnego malarstwa.”
Bice Lazzari, „Modernist pioneer”, Estorick Collection of Modern Italian Art, London, 2022
„Postanowiłam zacząć wszystko od nowa, w końcu zajmuję się abstrakcją nieprzerwanie od 1925 roku. W 1954 udało mi się wziąć udział w weneckim biennale; wcześniej moje aplikacje były regularnie odrzucane, ze względu na, w mojej opinii, brak znajomości, kontaktów i poparcia środowiska.”
Bice Lazzari, „Modernist pioneer”, Estorick Collection of Modern Italian Art, London, 2022
Art Concert
O działalności Bice Lazzari świat powoli dowiaduje się teraz, m.in. poprzez jedną z ostatnich wystaw zorganizowanych w paryskim Centrum Pompidou. Ekspozycja „Women in Abstraction”, zorganizowana w 2021 roku, przepisywała historię na nowo, starając się pokazać drugi, do tej pory marginalizowany przez mainstream, nurt. Również MAMCO, czyli genewskie muzeum sztuki nowoczesnej, pokazując retrospektywę Vereny Loewensberg, artystki awangardowej tworzącej w latach 30. XX wieku.
Grupa Art Concret, założona w 1930 roku, skupiała się przede wszystkim wokół Theo Van Doesburga. Jednak to Max Bill nadał grupie ostateczny charakter, rozsławiając ugrupowanie na arenie międzynarodowej. Verena Loewensberg była jedyną kobietą w Art Concret. Przyjaźniła się z Billem i razem z nim realizowała założenia międzywojennej awangardy. Pomagała także szukać funduszy na realizowanie programu w Szwajcarii. Verena tworzyła, wystawiała, była niezwykle aktywna. Jej dzieła są odzwierciedleniem epoki w której żyła, wyróżniają się jednak w specyficzny sposób. Widać to szczególnie w pracach na papierze, które czasami wyglądają jak raport wzoru tkaniny. To nie przypadek, bowiem Verena pracowała jako tkaczka. Powtarzalność wzorów występuje także na pracach artystki, harmonizując na dodatek ze świetnie dobranymi kolorami.
Tytuł artykułu nawiązuje do wypowiedzi Bice Lazzari. Artystka wielokrotnie stawała przed wyborem dotyczącym jej profesjonalnej kariery, a życiem codziennym, przynależnym kobiecie lat 40. i 50. Zresztą był to wybór, przed którym stawała większość artystek awangardowych – jak połączyć marzenia, potrzebę ducha i wewnętrzny imperatyw z narzuconą rolą społeczną i wymogami otoczenia? Verena Loewensberg tkała, dyskutowała ze swoimi kolegami, tworzyła i wystawiała, podobnie jak pozostałe grono artystek – matek – pracownic. W dalszej części swojej wypowiedzi Lazzari mówi, że każdy artysta, bez względu na płeć, powinien skupić się jedynie na tym, czego najbardziej pragnie. Skupmy się więc na realizacji naszych wewnętrznych pragnień, poszukując przy okazji twórczości artystek kryjących się jeszcze na marginesach historii.