Sztuka tła: z pokorą im do twarzy
„Sztuka i rynek sztuki oblały egzamin z humanistyki”. Ania Diduch relacjonuje Frieze New York 2022.
Zobacz też:
Targi sztuki współczesnej Frieze to jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek w obszarze rynku sztuki. Powodzeniem corocznych edycji w Londynie, Los Angeles i Nowym Jorku mierzy się kondycję art worldu. Na majowym Frieze New York 2022 dało się odczuć jak zmieniła się optyka sukcesu, konstruowania programu i angażowania publiczności po doświadczeniach światowej pandemii.
W Nowym Jorku nikt nie mówi o tym, że sztuka może zmienić świat, albo że jest nośnikiem uniwersalnych wartości. W Nowym Jorku sztukę się sprzedaje i konsumuje, bo jej rolą jest budowanie zaangażowania oraz tworzenie relacji. Bardziej niż relacja między dziełem a odbiorcą liczy się jak dużą grupę osób dzieło czy artystyczna aktywność może zrzeszyć wokół siebie. Budowanie społeczności, aktywizacja grup, włączanie wyłączonych. Na drugim miejscu są liczby: liczba widzów, obiektów w kolekcji, kilometry przebyte podczas pracy nad projektem, liczba nieprzespanych nocy i rachunki za prąd. W kraju silnych kontrastów ekonomicznych, sztuka musi się na coś przydać. I nie ma w tym cynizmu. Stąd tak wielka popularność “performing arts” w Stanach.
Sztuki performatywne efektywniej budują wspólnotę. Sztuki wizualne z kolei to ekskluzywna nisza, a imprezy takie jak Frieze, które ma przecież europejskie korzenie, muszą dopasowywać się do amerykańskich standardów myślenia. W roku 2022 trzeba jeszcze uwzględnić przebodźcowanie oraz zmęczenie pandemią. Dlatego na stoiskach i w wyborze zaproszonych galerii czy instytucji na tegorocznym Frieze New York widać było mniejszą presję na sprzedaż. Organizatorzy i galerzyści postawili na kontemplację lokalnego kontekstu, sztuki konceptualnej oraz “the power to the people” – czyli akcentowania, poprzez sztukę, sprawczości, jaka drzemie w ludziach.
Tegoroczne Frieze to także jubileusz: dziesięciolecie imprezy w Nowym Jorku i druga edycja, która odbyła się w fenomenalnym budynku The Shed w rejonie Hudson Yards. Kilka przecznic niżej zaczyna się Chelsey – dzielnica współczesnych galerii sztuki. The Shed jest jedną z nowych architektonicznych ikon NYC, jej projektanci – studio DS+R – to także autorzy słynnej renowacji Heigh Line, czyli dawnej naziemnej linii metra zrewitalizowanej na przestrzeń publiczną. The Shed jest budynkiem o zmiennej kubaturze, jego fasadę można zsuwać i rozsuwać niczym harmonię. Jest coś symbolicznego w tym, że Frieze odbywa się właśnie tutaj, w budynku który jest stworzony do bycia w transformacji i zmianie. Rynek sztuki potrzebuje elastyczności (tak jak cała dzisiejsza ekonomia), ale jego transformacja ma pewne cechy charakterystyczne, które było widać na tegorocznym Frieze.
Jednym z przykładów jest budowanie programu wokół nowojorskich instytucji non-profit, które działają w mieście od lat 70. XX wieku. W miejscach takich jak A.I.R. Gallery, Artist Space, The itchen, Printed Matter czy Electonic Arts Intermix (EAI) toczyło się życie artystyczne, które jest bazą nowojorskiego rozumienia sztuki aż do dzisiaj. Historia tych organizacji to także historia zabiegów nad demokratyzacją sztuki w Nowym Jorku. EAI było i jest hubem dla sztuki mediów elektronicznych i wideo na przestrzeni ostatnich 50 lat, jako jedni z pierwszych kolekcjonowali dzieła Nam June Paika czy Bruce Naumana. Z kolei Printed Matter działające nieprzerwanie od 1976 roku promowało ideę książki jako niezależnej formy artystycznej ekspresji i skutecznego sposobu dotarcia do szerszej publiczności. Innym symptomem szukania kontaktu z widzem była seria instalacji Toma Burrem’a pod nazwą “Nine Renovations”, inspirowana esejem „Osiem renowacji: konstelacja miejsc na Manhattanie” z 1997 r. opublikowanym pierwotnie w czasopiśmie “Opening, Periodico di Arte Contemporanea”. Burrem zmapował osiem miejsc w Nowym Jorku, które są w punkcie przejściowym, i zaproponował symboliczne renowacje dla każdego z nich przy użyciu greenboardu z materiałów budowlanych. „Osiem renowacji” zostało wydrukowanych jako osiem plakatów, które zainstalowano w różnych miejscach na Manhattanie.
Od listopada 2021 r. nowym dyrektorem Frieze Los Angeles i Frieze New York została Christine Messineo – pierwszy raz w historii targów, jedna osoba odpowiada za dwie edycje. Była stylistka mody, która kiedyś miała ambicje bycia baletnicą, Messineo jest związana ze światem sztuki od 15 lat. W 2020 roku założyła Plan Your Vote, inicjatywę w zakresie sztuk wizualnych, która ma inspirować obywateli USA do korzystania z ich prawa do głosowania. Zaangażowało się ponad 200 artystów i organizacji, w tym Patti Smith, Michael Stipe, Sally Mann i Dyani White Hawk. Ich realizacje można było zobaczyć na Frieze w formie wielkoformatowych murali w przestrzeniach monumentalnych klatek schodowych The Shed.
Plan Your Vote to trochę więcej niż zabieg marketingowy, ale mniej niż zaangażowany projekt artystyczny z prawdziwego zdarzenia. To inicjatywa to coś w rodzaju magicznego miejsca, które jest na tyle otwarte, żeby przykuć uwagę publiczności mniej i bardziej wysublimowanej, ale na tyle połączone z ideą czy wartością, że dzieło/obraz/inicjatywa nie są reklamą. I to jest atmosfera oraz strategia z praktycznie wszystkich stoisk galeryjnych na tegorocznym nowojorskim Frieze.
Pierwszą dużą zmianą, która wpłynęła na atmosferę była liczba galerii. Z około 200 w 2019 roku, w 2022 zaproszono zaledwie 65. Galerzyści postawili na skalę (wielkie formaty), kolory (intensywne barwy i ostre kontrasty lub monochromatyczne, wyraziste kolory) oraz prawie wyłącznie dwa media: malarstwo i rzeźbę/instalację. Te zsumowane i „podejrzanie” spójne wybory, zaprocentowały luźną atmosferą bez dodatkowego ciśnienia i pośpiechu. Stoiska przypominały bardziej przestrzenie spa do relaksu i konwersacji niż fragmenty ekskluzywnych showroomów. Okazjonalnie odbywało się oczywiście polowanie na kolekcjonerów, ale język ciała odwiedzających i galerzystów wyrażał przede wszystkim potrzebę… budowania relacji.
Najdosłowniej ideę tę potraktowała mega-marka galeryjna, międzynarodowy Gagosian. Jego stoisko było poświęcone urodzonemu w Niemczech, szwajcarskiemu artyście Albertowi Oehlenowi i prezentowało cztery obrazy, które namalował w 2014 roku. Komplementarnym elementem aranżacji był automat przechowujący napój własnego autorstwa, opracowany z Aqua Monaco, zwany Cofftea. Jak sama nazwa wskazuje, było to połączenie kawy i herbaty. Sama maszyna nie była pomyślana jako obiekt artystyczny tylko rozrywkowy akcent, nawiązujący do anty-komercyjnej wymowy obrazów. Kilkadziesiąt metrów dalej, poza przestrzenią galeryjnych stoisk, także odbywała się degustacja – tym razem czekolady. Nowa platforma online sprzedająca ubrania rozdawała tabliczki czekolady zapakowane we wzorzyste papiery, których kolory do złudzenia przypominały niektóre obrazy na targach. Żeby otrzymać czekoladę wystarczyło zapisać się przez komórkę na newsletter…
Przez tego typu podobieństwa sztuki przez wielkie „S” i sprzedaży przez małe „s”, trudno pisać o targach Frieze bez poczucia, że na co drugim kroku rzeczywistość wykreowana na potrzeby wydarzenia puszcza do widza oko. Pod wspomnianą kakofonią barw i skalą formatów, tematy prac na Frieze oscylowały wokół katalogu sztuki zaangażowanej: zmiany klimatyczne, dekolonizacja, walka o prawa aborcyjne, postulaty pokoju na świecie. Mimo, że na majowym Frieze New York 2022 dało się odczuć jak zmieniła się optyka sukcesu tego typu wydarzeń i angażowania publiczności po doświadczeniach światowej pandemii – w gruncie rzeczy intymna atmosfera oraz konceptualizacja stoisk były zasłoną dymną dla prawdziwego problemu. A jest nim fakt, że sztuka i rynek sztuki oblały egzamin z humanistyki.
Okres pandemii pokazał jak bardzo współczesnej sztuce brakuje narzędzi do konstruowania idei i komunikatów. Takich, które inspirują, otwierają dyskusję, jednoczą lub tłumaczą, co się dzieje ze światem. Dziś większą siłę podnoszenia tętna ma inicjatywa youtubera MrBeast, który promuje sadzenie milionów drzew na całym świecie. Jest w tej inicjatywie coś uniwersalnie pięknego! Tymczasem klasycznie rozumiana sztuka, którą pokazuje się na Frieze jest wydarzeniem tła. Przed pandemią to tło miało swoje ustanowione tradycją miejsce, ale dziś ogólnoświatowe zmęczenie po prostu przewartościowało rzeczywistość. Może jest już tak, że rynek sztuki jest obszarem o tak małym znaczeniu, że aż nie jest w stanie upaść? Może zamiast upadku nastąpi jego rozpłynięcie się – w tle właśnie. Niczym sfumato na obrazach Leonarda.
Bo Frieze ma jeszcze jeden, wewnętrzny problem: brak pomysłu na odmłodzenie swojej publiczności i ściągnięcie kolekcjonerów z nowego pokolenia bogaczy. Ci namiętnie kupują NFT. Może kolejna edycja Frieze zamiast w Seulu, powinna odbyć się w Metaversie?
Ania Diduch | privmag.com