Kolekcja. Wystawa osobista vol. 1
Tej wystawy nie obejrzycie w galerii. Dostępna jest w księgarni Bęc Zmiana na kartach książki Tomasza Chmala. Oprowadzamy Was po jej drobnych fragmentach i polecamy całość. Książkę „Kolekcja. Wystawa osobista” możecie kupić wyłącznie do końca 2021 roku.
Zobacz też:
(…)
Stach Szabłowski: Ciebie, jako kolekcjonera, kategoria dziedzictwa musi przecież z oczywistych przyczyn interesować. W naszej rozmowie nie doszliśmy jednak jeszcze do momentu, w którym zaczynasz kolekcjonować. Na razie właściwie masz do odkrycia aktualną sztukę polską, która dziś stanowi przedmiot twoich zbiorów; przed powrotem ze Stanów poznawałeś przecież przede wszystkim scenę amerykańską i międzynarodową.
Tomasz Chmal: Wróciłem do Polski w roku 2000, zamieszkałem w Warszawie, rozpoczynając pracę w White & Case. Szedłem poniekąd jednak dalej tropem amerykańskim – to duża kancelaria prawna z kwaterą główną w Nowym Jorku. Początki nie były łatwe. Kiedy przyjeżdża się do nowego miasta i zaczyna pracę w dużej korporacji, to przez pewien czas pracuje się do czwartej nad ranem. Nie ma czasu na nic – tak w każdym razie było na początku lat dwutysięcznych.
Stach Szabłowski: Chrzest bojowy? Czy raczej frycowe, które muszą zapłacić nowi członkowie korporacji?
Tomasz Chmal: Możesz spojrzeć na korporację jak na współczesny odpowiednik obowiązkowej służby wojskowej. „Odsłużyłem” więc swoje, co zajęło ze trzy lata, ale kiedy przestałem już być „poborowym”, mogłem się porozglądać po mieście. Zaczęły się wizyty w galeriach, które zbiegły się z ich wysypem, bo scena galeryjna w Warszawie zaczęła się akurat szybko rozwijać.
Stach Szabłowski: Ten rozwój miał wkrótce doprowadzić do powstania WGW. Ciekaw jestem jednak, w jaki sposób wchodziłeś w ten świat? Jak wkraczałeś w krąg tworzących go ludzi? Sztuka jest stosunkowo łatwo dostępna, kiedy chce się poprzestać na roli anonimowego widza. Jednak już kreujący ją ludzie, artyści, kuratorzy, galerzyści, pozostają w znacznej mierze ukryci za wystawami, fasadami instytucji
Tomasz Chmal: Jak wchodziłem w ten świat? Poprzez obserwowanie, czytanie. Kiedy jeździłem w rodzinne strony, zachodziłem do Wojtka Kozłowskiego, dyrektora BWA w Zielonej Górze, który sporo rzeczy mi podpowiedział i pokazał. Ale to jest rzeczywiście trudne. Marszandzi, galerzyści, ludzie sztuki – to nie było towarzystwo, które witało cię z otwartymi ramionami i wołało: Chodź, opowiemy ci o sztuce współczesnej: tu są hierarchie, tu są gwiazdy, a tu drugi rząd, trzeci rząd, struktura, zasady. Musiałem sam układać sobie te puzzle. Ale nie poddawałem się. Może ma to coś wspólnego z Ameryką? Stany uczą cię może nie tyle nawet przebojowości, ile pewności siebie. Jestem prawnikiem z międzynarodowej kancelarii po studiach w Waszyngtonie – dlaczego miałbym się bać wejść do galerii i o coś zapytać? Wojtka Kozłowskiego też przecież nie znałem, przyszedłem do niego z ulicy, przedstawiłem się, że jestem krajanem z Żar, trochę interesuję się sztuką współczesną i zapytałem, czy mógłby się ze mną spotkać.
(…)
Łukasz Patelczyk

Na twórczość Łukasza Patelczyka zwrócił mi uwagę w 2019 roku w Brukseli kolega Bartek Czyczerski, z którym współpracowałem przy projekcie Business & Science Poland. Pomimo tego, że dość pilnie obserwuję polską scenę artystyczną i znam Kompas Sztuki, w którym Łukasz został dostrzeżony przez Kamę Zboralską już kilka lat temu, jakoś nie było okazji się poznać. Kiedy już jednak poświęciłem artyście więcej uwagi, jego prace bardzo mi się spodobały. Umówiliśmy się w pracowni na Pradze. Obejrzałem sporo obrazów; stanęło na Rozdarciu.
Znakiem rozpoznawczym Łukasza jest kreowanie kilku planów obrazu. Jeden plan to perfekcyjnie namalowany, realistyczny pejzaż jako tło. Drugi ma charakter interwencji wziętej ze świata abstrakcji. Taka „interwencja” przybiera najczęściej postać kropek, kresek, czy kolorowej przysłony. Te plany świetnie się uzupełniają i wzajemnie wzmacniają.
Rozdarcie dość jednoznacznie nawiązuje do lubianego przez mnie Lucio Fontany, który często przecinał płótna swoich obrazów jednym pociągnięciem skalpela. Łukasz powiedział mi także o innym rozdarciu w trakcie malowania tej pracy, ale nie mam upoważnienia do podzielenia się wszystkim, czego dowiedziałem się od artysty.
Początkowo zamierzałem zawieźć Rozdarcie do biura, ale obraz bardzo przypadł do gustu mojej żonie i został w domu. Dodatkowej, znakomitej interwencji w pracę Łukasza dokonała Justyna Pyrzyńska z Pracowni Oprawy z Poznania.
Rozdarcie uznaję za najbardziej romantyczną pracę w kolekcji.
Marcin Zawicki

Po prawej: Marcin Zawicki, Bez tytułu (Homoioemerie), 2015 olej na płótnie, 50×90 cm
Ze sztuką Marcina Zawickiego zetknąłem się w Galerii m2. Jej właścicielka, Matylda Prus, podejmuje odważne decyzje o współpracy z artystami, co bardzo szanuję.
W pracach Marcina moją uwagę przykuły precyzja i kunszt wykonania oraz dialog ze starymi mistrzami i tradycyjnym gatunkiem – martwą naturą. Trzeba jednak zaznaczyć, że choć martwe natury Zawickiego na pierwszy rzut oka przywodzą na myśl malarstwo historyczne, to ich przedmiot jest współczesny i zdecydowanie pochodzi z naszych czasów. Na obrazach Marcina jest mrocznie, tajemniczo, barokowo – ale w rzeczywistości to przecież jakieś stare gumowe zabawki, plastikowe kwiaty czy inne, jak się u mnie w domu mówiło, barachło.
Przystępując do pracy, Marcin buduje najpierw makietę z przedmiotów, najczęściej banalnych i tandetnych. A potem maluje obraz tej sztucznej, zaaranżowanej „natury”. I wówczas ze zwyczajnych rzeczy powstaje dziwny, surrealistyczny świat, skomplikowana alegoria. Nie ukrywam, że mam sporo wątpliwości, jakie może być jej znaczenie, ale jest w tej pracy coś, co mnie porusza, a czego nie potrafię nazwać. Może właśnie taki był zamysł artysty.
Ewa Juszkiewicz

Na twórczość Ewy Juszkiewicz zwróciłem uwagę dzięki Bielskiej Jesieni w 2013 roku. Tajemnicza aura, portrety kobiet z zakrytymi twarzami, dialog ze starymi flamandzkimi mistrzami – to było coś świeżego! Wybraliśmy się potem z żoną na indywidualną wystawę Pukle w Galerii lokal_30 i tam poznaliśmy się z artystką. Już wtedy miałem upatrzony szkic Ewy do jednego z obrazów olejnych. Nie chciałem kupować dużych, dostępnych prac na płótnie. Z czysto biznesowego punktu widzenia był to zapewne błąd, ale szkic wydał mi się bardziej atrakcyjny ze względu na jego delikatność, prostotę i kunszt.
Oprawiona w czarną ramę praca wisi obecnie nad naszym łóżkiem. Od czasu, kiedy ją kupiliśmy, kariera artystki nabrała międzynarodowego rozmachu. W 2014 roku Wydawnictwo Thames & Hudson w książce One Hundred Painters of Tomorrow zaliczyło Ewę do setki malarzy przyszłości. Zasłużenie.
Fragmenty książki Tomasza Chmala „Kolekcja. Wystawa osobista”, Warszawa, 2021
Wydawnictwo Petit SK na zlecenie autora
Książka dostępna jest do końca 2021 roku w księgarni Bęc Zmiana.